Zimowy biwak planowany
Śnieg i mróz za
oknami a tęsknota za górami nie pozwala skupić się na codziennych zajęciach.
Czas wyjąć mapę i zaplanować kolejną wycieczkę. A może tym razem ominąć
schronisko i zabiwakować w śniegu. Jeśli to ma być wasz pierwszy zimowy biwak,
to przeczytajcie ten artykuł, wiele porad prawie na pewno się wam przyda.
Słowo biwak
(franc. bivouac, hol. bijwacht) oznaczało pierwotnie wyłącznie
nocleg pod gołym niebem. Obecnie tym słowem określa się wszelkie formy
spędzenia nocy w terenie połączone z codzienną zmianą miejsca noclegu.
Biwakować można w namiocie, w płachcie biwakowej, w szopie czy szałasie
pasterskim, oraz w naprędce zbudowanym prowizorycznym schronieniu.
Sprzęt biwakowy
Poza oczywistym w
warunkach zimowych ekwipunkiem typu ciepła odzież (wraz z zapasowym kompletem),
kurtka z kapturem, czapką, dwoma parami rękawic, solidnymi, doskonale
zaimpregnowanymi butami górskimi (nawet w Beskidy możemy ubrać buty typu
skorupy, jeśli takie posiadamy), stuptutami ewentualnie spodniami ochronnymi, musimy
skompletować sprzęt biwakowy.
Śpiwór jest tu elementem podstawowym i
najważniejszym. Jego parametry termiczne zadecydują w głównej mierze o
komforcie noclegu. Producenci śpiworów dosyć niefrasobliwie podają na
etykietkach zakresy temperatur. Na ogół podawane są dwie liczby, temperatura
minimalna i maksymalna, przy jakich można śpiwora używać.
Jeśli podaną mamy
tylko jedną temperaturę bez wyraźnego oznaczenia (komfortowa / ekstremalna) to
należy przypuszczać, że oznacza ona tak zwaną temperaturę ekstremalną. Druga
temperatura minimalna (jeśli jest) oznacza tak zwaną temperaturę komfortową
(jest wyższa od ekstremalnej).
Temperatura
komfortowa określa temperaturę otoczenia, przy której śpiący w śpiworze
człowiek traci tylko tyle ciepła ile dostarczają normalne procesy przemiany
materii podczas snu. Oznacza to, że nasz organizm nie jest obciążony produkcją
dodatkowej energii.
Temperatura
ekstremalna określa temperaturę otoczenia, przy której, nie śpiący już
na ogół człowiek, odczuwa zimno, ale nie jest to niebezpieczne dla jego życia.
Wyznaczenie temperatury ekstremalnej jest bardzo trudne, bo zależy mocno od
wrażliwości na zimno, przemiany materii, kondycji psychicznej i fizycznej
danego osobnika.
Dlatego,
wybierając śpiwór na zimowe biwaki powinniśmy kierować się wyłącznie
temperaturą komfortową.
Jakich temperatur
nocą możemy się spodziewać zimą w górach typu beskidzkiego? Na to pytanie nie
sposób rzetelnie odpowiedzieć. Zdarzało mi się już biwakować w Gorcach przy
temperaturach około -25ºC, jak również w środku zimy nocować przy +7ºC.
Sprawdzając prognozę pogody można sprawdzić przewidywaną temperaturę nocą na
interesującym nas terenie, ale dla bezpieczeństwa trzeba być przygotowanym na
temperatury co najmniej o 5 stopni niższe. Wynika z tego, że chcąc biwakować
zimą w Beskidach powinniśmy dysponować śpiworem o temperaturze komfortowej w
granicach –15, -20ºC. Jeśli taki śpiwór ma być w miarę lekki i mieć małą
objętość po spakowaniu, to praktycznie w grę wchodzi tylko śpiwór puchowy.
Karimata oraz różnego typu materace są
nieodłącznym towarzyszem biwaków w górach.
Materac ma
zapewnić przede wszystkim izolację termiczną pomiędzy podłożem a śpiworem.
Dolne komory śpiwora są zgniecione przez ciężar naszego ciała i nie zapewniają
właściwej izolacji, dlatego stosowanie karimaty jest konieczne. Drugie zadanie
materaca to poprawienie komfortu snu, czyli aby było nam miękko. Może mniej na
trawie, ale na kamienistym podłożu czy betonowej podłodze schroniska docenimy
miękkość naszego posłania.
Nasi ‘praojcowie’
turyści nie posiadali karimat i spali na cetynie (misternie ułożone posłanie z
drobnych gałązek świerkowych). Ten dawny sposób przygotowania posłania nie jest
obecnie godny polecenia ze względu na ochronę przyrody, ale warto o nim
wiedzieć, zwłaszcza w przypadku przymusowego biwaku zimą.
Klasyczne
karimaty wykonane są z gąbki PE o zamkniętych porach. Zamknięte pęcherzyki
powietrza zapewniają dobrą izolację termiczną i odpowiednią sprężystość. Taka
gąbka nie chłonie wilgoci, jest lekka i elastyczna. Karimaty wykonane z
materiału o nazwie Evazote (EVA) charakteryzują się czarnym kolorem i uznawane
są za najlepsze.
Materiały PE i
EVA zachowują swoje właściwości w niskich temperaturach. Wystawione na
działanie wysokiej temperatury mogą ulegać trwałym odkształceniom a blisko
ogniska mogą się stopić. Na karimacie nie wolno stawiać bezpośrednio kuchenki
turystycznej.
Maty aluminiowe
charakteryzują się niską wagą, małą objętością po zrolowaniu, ale mają krotką
żywotność i nadają się raczej jako maty awaryjne lub podczas biwaku na sianie w
bacówce. Mata aluminiowa składa się z folii aluminiowej sklejonej z
polietylenem PE w formie drobnych pęcherzyków. Grubość takiej maty wynosi około
0,3 cm, słabo izoluje termicznie od podłoża i nie zapewnia też praktycznie
komfortu snu. Te cechy dyskwalifikują je do zastosowań zimowych.
Materace
samopompujace się łączą w sobie komfort materaca dmuchanego z izolacyjnymi
własnościami karimaty. Pomiędzy dwoma warstwami laminowanego nylonu umieszczona
jest mocno porowata gąbka o otwartych porach. Po rozwinięciu materaca i
otwarciu wentyla gąbka zaczyna się rozprężać zasysając powietrze przez wentyl.
Po kilku minutach zakręcamy wentyl i otrzymujemy gruby, komfortowy i dobrze
izolujący materac. W razie potrzeby możemy materac lekko dopompować, zazwyczaj
wystarcza kilka dmuchnięć. Dzięki uwięzieniu powietrza w porach gąbki nie
występują ruchy konwekcyjne powietrza, co poprawia własności izolacyjne.
Niestety materace samopompujące się są znacząco cięższe od klasycznych karimat
a ich super lekkie wersje, z uwagi na gąbkę w formie plastra miodu i związane z
tym ruchy konwekcyjne powietrza, nie zapewniają wystarczającej zimą izolacji
termicznej.
Materace dmuchane
są obecnie wykonywane z cienkich tkanin powlekanych (Oxford Nylon) co pozwoliło
zredukować wagę do kilkuset gramów. Gruba warstwa powietrza zapewnia doskonały
komfort snu, niestety, tak jak powyżej, ruchy konwekcyjne powietrza w komorach
materaca pogarszają znacznie warunki termoizolacji. Nowością na rynku są
materace dmuchane z komorami wypełnionymi puchem, który zapobiega konwekcji
powietrza.
Na zimowy biwak
chyba najlepiej zabrać klasyczną karimatę. Jest lekka, odporna na
przedziurawienie i zapewnia wystarczającą izolacje termiczną, zwłaszcza trochę
grubsze modele.
Oprócz śpiwora i
karimaty, które w ostateczności wystarczą do przenocowania w szałasie czy
szopie pasterskiej, musimy jeszcze zdecydować się na namiot lub płachtę
biwakową. Na pierwszy zimowy biwak proponuję zabrać jednak namiot, ponieważ
zapewnia bardziej komfortowe warunki.
Namiot zimowy powinien spełniać następujące
wymagania:
- niewielka ilość ‘śledzi’ i ‘szpilek’
koniecznych do stabilizacji namiotu, czyli forma kopuły lub tunelu,
- dobry współczynnik powierzchni
użytkowej do całkowitej, mniej kopania w śniegu,
- łatwość rozstawiania również w
rękawicach,
- tropik sięgający podłoża, dobrze, gdy
ma doszyte fartuchy,
- miejsca na szpilki i śledzie muszą
być dostosowane do użycia kijków, czekana, raków,
- dobra wentylacja umożliwiająca
gotowanie w przedsionku lub namiocie,
- możliwie najlepsze materiały użyte do
konstrukcji namiotu dające dużą rezerwę bezpieczeństwa,
- zapasowy segment masztu (warunek
konieczny przy dłuższych wyprawach).
Najprostszą formą
kopuły jest konstrukcja oparta na dwóch skrzyżowanych pałąkach. Podłoga namiotu
ma kształt kwadratu lub prostokąta. Sypialnia, czyli namiot wewnętrzny, jest
podpięta do pałąków, na które nakłada się tropik. Kopuła jest konstrukcją
wolnostojącą, może stać bez ‘śledzi’ i ‘szpilek’.
Dodatkową
stabilizację namiotu na wietrze zapewniają odciągi. Stosunek powierzchni
użytkowej do całkowitej wynosi około 0.8 i można go uznać za całkiem dobry.
Stabilność namiotu na wietrze jest bardzo dobra. Lepsze modele mają możliwość
rozstawienia najpierw tropiku, a potem podpięcia namiotu wewnętrznego. O
zaletach tego systemu przekonamy się rozbijając namiot podczas śnieżycy. Chcąc
przeczekać załamanie pogody, ugotować posiłek podczas śnieżycy, rozstawiamy
tylko tropik i jesteśmy osłonięci przed warunkami atmosferycznymi. Nie musimy
ściągać butów i raków. A jeśli załamanie pogody się przedłuża, podpinamy
sypialnie i biwakujemy.
Namioty, w
których pałąki wsuwane są w kieszonki (tunele) w tropiku, charakteryzują się
lepszą stabilnością przy silnym wietrze, choć czasem nie jest łatwo wykonać tę
czynność w rękawicach.
Wadą kopuł jest
minimalny, lub wręcz brak przedsionka. Jak poważna jest to wada przekonamy się
gotując posiłek w namiocie. Dlatego konstruktorzy namiotów połączyli zalety
kopuł z przedsionkiem typu tunelu. Tego typu namioty są dosyć funkcjonalne, ale
przedsionki są niskie i utrudniają wejście do namiotu.
Namioty typu
tunel mają najlepszy stosunek powierzchni użytkowej do całkowitej wynoszący
około 0.93. Dodatkową zaletą są stosunkowo duże przedsionki o wysokości
namiotu.
Bardzo często
mają dwa przedsionki, jeden wejściowy, w którym można swobodnie gotować, drugi
dla pomieszczenia plecaków. Charakteryzują się dobra stabilnością wzdłużną na
wietrze. Przy wietrze wiejącym poprzecznie są trochę gorsze od kopuł. Wymagają
przynajmniej dwóch odciągów dla utrzymania stabilności. Namioty tunelowe maja
bardzo dobra wentylacje, co ogranicza zjawisko kondensacji pary wodnej.
Rozstawia się je
równie łatwo, co kopuły, ale nie można ich przestawiać bez złożenia.
Płachta
biwakowa to zazwyczaj
prosta koperta uszyta z nieprzemakalnego materiału, obecnie coraz częściej z
tkanin oddychających. Podstawowym materiałem jest powlekany nylon, co zapewnia
wodoodporność i wiatroszczelność przy niskiej wadze. Cienka warstwa aluminium
pokrywająca czasem wnętrze płachty odbija prawie 80% ciepła wypromieniowanego
przez ciało ludzkie i może zwiększyć szanse na przeżycie podczas przymusowego
biwaku. Nocleg w płachcie uszytej z materiału nieoddychającego powoduje lekkie
powierzchniowe zawilgocenie śpiwora skraplającym się na wewnętrznej powierzchni
potem. Wielokrotne biwaki bez możliwości wysuszenia śpiwora mogą prowadzić do
pogorszenia jego własności termoizolacyjnych i zwiększenia wagi śpiwora.
Uszycie płachty z materiałów termoaktywnych (oddychających) pozwoliło
całkowicie zniwelować powyższy efekt. Płachty biwakowe najczęściej są
produkowane jako jedno lub dwuosobowe. W sytuacjach awaryjnych, w dwuosobowej
płachcie mogą się zmieścić nawet 3 osoby.
Jednoosobowe
płachty zwykle są dopasowane formą do kształtu śpiwora mumii. Posiadają
rozcięcie zamykane na zamek błyskawiczny lub zatrzaski, które umożliwiają
wsunięcie do środka śpiwora. Płachty mają rozcięcia z boku (prawe lub lewe)
albo na środku. Należy zwrócić uwagę, aby to rozcięcie znajdowało się w tym
samym miejscu, co zamek śpiwora, co znacznie ułatwia wchodzenie do środka.
Płachta biwakowa
przyda się szczególnie podczas biwaku w szałasie, a dla ‘twardzieli’
biwakujących zimą pod gołym niebem jest niezastąpiona.
W sytuacjach
awaryjnych (lub czasem zaplanowanego biwaku) można pokusić się o zbudowanie
prowizorycznego szałasu. Jeśli jesteśmy w stanie wykopać z pod śniegu
kilkanaście gałęzi świerkowych (w sytuacji awaryjnej możemy odłamać je ze
stojących nieopodal drzew) to tworzymy za ich pomocą szałas wbijając je w śnieg
tak, aby utworzyły coś w rodzaju tunelu. Taki szałas obsypujemy śniegiem, co zapewni
nam dobra ochronę przed wiatrem i mrozem.
Dobrym miejscem
na zimowy biwak w płachcie biwakowej bywają miejsca wywiane przez wiatr po
dużymi świerkami. Odpada nam kopanie platformy a gałęzie drzewa opadające do
ziemi osłonią nas przed wiatrem. Można nawet pokusić się o przysypanie ich
warstwą śniegu, co stworzy prowizoryczny szałas.
Co jeszcze zabrać?
Sprzęt biwakowy
skompletowany, wypada nie zapomnieć jeszcze o paru elementach ekwipunku
potrzebnego na zimowym biwaku.
Kuchenka
turystyczna koniecznie powinna znaleźć się w naszym plecaku. Na zimowe wyprawy
polecam kuchenki benzynowe (wielopaliwowe) z uwagi na dostosowanie do pracy w
niskich temperaturach. Ale również palniki gazowe na kartusze, jeśli nie będzie
ekstremalnie niskich temperatur, mogą być używane. Jeśli zamierzamy biwakować w
szałasie to możemy się pokusić o gotowanie na ognisku. Wtedy kociołek będzie
dobrym wyborem. Ale ognisko to dodatkowo mała siekierka i ewentualnie piłka w
plecaku. Około 2 metrowy kawałek mocnej linki znacznie ułatwi ściąganie drewna
(gałęzi) z lasu.
Zimą przyda się
niewątpliwie termos napełniony wieczorem herbatą. Łyk gorącego płynu nad ranem
potrafi zdziałać cuda.
Na zimowym biwaku
przydaje się bardzo lekka, najczęściej aluminiowa łopatka śnieżna. Za jej
pomocą wykopiemy platformę pod namiot i wybudujemy mur śnieżny osłaniający od
wiatru. Takie łopatki w kilku rodzajach dostępne są w sklepach w cenie poniżej
100 zł. Uniwersalne zastosowanie w górach ma kawałek folii o wymiarach
powiedzmy 1,5 metra (szerokość rolki) na 3 metry. Doskonale sprawdza się biała
folia budowlana paroprzepuszczalna wzmocniona siateczką. Możemy podłożyć ją pod
podłogę namiotu zwiększając jej nieprzemakalność i chroniąc przed uszkodzeniami
mechanicznymi oraz zabrudzeniem, okryć plecaki pozostawione na zewnątrz
namiotu, gdy nie mieszczą się w środku. Zastosowań jej jest wiele.
I nie zapomnijmy
o latarce, najlepiej czołówce z zapasowym kompletem baterii.
Na miejscu
Na zaplanowane
miejsce biwaku powinniśmy dotrzeć przynajmniej godzinę przed zachodem słońca.
Tyle mniej więcej czasu zajmie nam urządzenie biwaku i znacznie łatwiej te
prace wykonać przy świetle dziennym a i tak kolacje będziemy gotować przy
świetle czołówki.
Podstawowa sprawą
jest wybór konkretnego miejsca na postawienie namiotu i należy zrobić to
starannie. Miejsce na namiot powinno być równe i płaskie, aby uniknąć staczania
się i napierania na ścianki namiotu podczas snu. Namiot należy ustawiać w
miejscu osłoniętym od wiatru, unikamy grzbietów górskich i rozległych polan.
Ściana lasu lub uskok terenu skutecznie chronią od wiatru. Wejście namiotu
powinno być skierowane na wschód lub południe z uwagi na to, że większość
wiatrów w Polsce wieje z zachodu. Takie usytuowanie namiotu ułatwia gotowanie w
osłoniętym od wiatru wejściu i zapewni wczesne osuszenie i ogrzanie namiotu o
wschodzie słońca. Ale oczywiście bierzemy pod uwagę aktualny kierunek wiatru.
Wybraliśmy już
miejsce na namiot, teraz należy przygotować platformę pod namiot. W zależności
od grubości pokrywy śnieżnej i konsystencji śniegu oraz dostępnych narzędzi
(łopatka, narty) możemy wykonać to na kilka sposobów. Jeśli wędrujemy na
nartach to najprostszym i najmniej pracochłonnym sposobem jest udeptanie
nartami platformy pod namiot. Wadą tego sposobu jest to, że namiot jest
niewiele zagłębiony w śnieg i narażony na podmuchy wiatru. Łopatka śnieżna
znacznie rozszerza możliwości przygotowania miejsca pod namiot. Wstępnie na
śniegu zaznaczamy rozmiary namiotu. Z doświadczenia wiem, że na ogół zaczynamy
kopać zbyt małą platformę. Warto znać wymiary namiotu wyrażone na przykład w
wielokrotności długości styliska łopatki. Platforma powinna być większa od
namiotu o około pół metra z każdej strony, a przy wejściu nawet o jeden metr.
Teraz widać, jaki ogrom pracy musimy wykonać. Głębokość wykopu powinna wynosić
co najmniej połowę wysokości namiotu, co dla typowego namiotu o wysokości około
120 cm daje głębokość około 60 cm. Taka głębokość plus wysokość wałów z
wykopanego śniegu wystarcza do doskonałej ochrony namioty przed wiatrem.
Oczywiście, jeśli grubość pokrywy śnieżnej jest mniejsza niż 60 cm to nie
wkopujemy się głębiej w podłoże. Jeśli śnieg jest zbity i da się z niego
wykrawać bloczki to warto z nich zbudować mur osłaniający namiot od wiatru.
Przy odpowiedniej konsystencji śniegu taki mur buduje się błyskawicznie. A
nawet można pokusić się o budowę iglo, chociaż to już trochę większa
‘inwestycja’. W warunkach beskidzkich praktycznie nie ma nigdy dostatecznie
grubej pokrywy śnieżnej do wykopania jamy i dlatego tego sposobu biwakowania
nie będę opisywał.
Teraz jeszcze
należy udeptać śnieg na platformie, jeśli nie dokopaliśmy się do podłoża.
Nareszcie możemy
rozbić namiot. Tu jedynym problemem będzie wbicie szpilek i śledzi. Po prostu w
śniegu ich użycie jest bezcelowe, nie będą trzymać odciągów. Musimy sobie
poradzić inaczej, główne odciągi przymocujemy do wbitych w śnieg nart bądź
kijów teleskopowych a szpilki zastąpimy kawałkami linki przywiązanej do
zagrzebanych w śniegu gałęzi. Jak już wspomniałem wyżej, warto pod namiot
podłożyć kawałek folii.
Wsuwamy do
namiotu karimaty i wkładamy rozwinięte śpiwory. Śpiwór puchowy warto
przetrzepać w rękach w kierunku prostopadłym do przebiegu komór, aby komory
szybciej napełniły się powietrzem. Nocleg już prawie mamy gotowy.
Podobnie
przygotowujemy miejsce biwaku w płachcie biwakowej. W tym przypadku szczególnie
starannie staramy się osłonić miejsce biwaku od wiatru. Na nocleg w płachcie
nadają się czasem wywiane przez wiatr miejsca pod dolnymi gałęziami dużych
świerków. Plecaki, które z założenia nie mieszczą się w płachcie ustawiamy w
okolicy głowy budując niejako mur, który dodatkowo osłoni nas przed wiatrem.
Plecaki warto nakryć kawałkiem folii chroniąc je przed warunkami
atmosferycznymi. Jeśli folia jest dostatecznie duża to warto, aby tworzyła mały
daszek nad głowami. Przydaje się wtedy kawałek sznurka oraz dwa patyki i śnieg
nie pada nam prosto na twarz. Do wnętrza płachty wsuwamy karimaty oraz śpiwory
i nocleg gotowy. Zaletą biwakowania w płachcie jest mniejszy ciężar do
noszenia, szybkość rozkładania i zwijania biwaku oraz mała ilość równego terenu
potrzebna na nocleg. Niestety, wypoczynek w płachcie jest znacznie mniej
komfortowy, zwłaszcza podczas złej pogody.
Spokojny sen
Śpiwór i karimata
rozłożone, czas ułożyć się do snu. Ale jeszcze parę rzeczy wypada zrobić.
Przede wszystkim przebieramy się w suchą, nie przepoconą zapasową bieliznę.
Idealnie, jeśli jest to bielizna z tkanin termoaktywnych. Zapewniamy w ten
sposób dobre osuszanie skóry i komfort snu. Czasem spotykamy się z praktyka
spania w śpiworze w ubraniu. Takie postępowanie tylko w niewielkim stopniu
zwiększa parametry termoizolacyjne układu ubranie+śpiwór pod warunkiem, ze
śpiwór ma dobre parametry termiczne. Dodatkowo, przepocona odzież jest zawsze
wilgotna z uwagi na sól zawartą w pocie. Wilgotna odzież, zwłaszcza bielizna
zmniejsza komfort snu a nasze ciało musi produkować dodatkową ilość ciepła dla
odparowania wilgoci.
Przebranie
bielizny na mrozie nie należy do najprzyjemniejszych czynności, ale naprawdę
warto to zrobić. Ja osobiście sypiam zimą w śpiworze ubrany tylko w cienkie,
długie kalesony i podkoszulkę z materiału PowerDry, czasem zakładam jeszcze
cienkie skarpety.
Już by się
chciało wsunąć do śpiwora, ale jeszcze wypada zdjąć buty. Przysłowie: „Boso,
ale w ostrogach’ nie ma tu zastosowania. Buty bardzo dokładnie oczyszczamy ze
śniegu, ponieważ musimy je włożyć w nogi śpiwora. Zaniedbanie tego może niemiło
nas zaskoczyć rano, gdy nie będziemy w stanie założyć zamarzniętych na kość
butów i pozostanie tylko podgrzanie ich nad kuchenką. Jeśli mamy buty typu
skorupy, to zewnętrzne buty (plastikowe skorupy) możemy zostawić poza śpiworem
a do środka włożyć tylko botki wewnętrzne.
Podobnie
postępujemy ze skarpetami, ich miejsce jest w nogach śpiwora. Jeśli do
gotowania używamy kartusza gazowego, to warto włożyć go również do śpiwora,
rano łatwiej będzie ugotować herbatę.
Na głowę
zakładamy czapkę a resztę odzieży kładziemy na karimacie pod śpiworem. To
dodatkowa izolacja od podłoża w myśl powiedzenia: jak sobie pościelisz, tak się
wyśpisz. Możemy też liczyć na to, że przepocona odzież pod śpiworem trochę
przeschnie. Pod głowę wędruje zwinięty jako poduszka polar. Kurtkę warto mieć
pod ręką gdyby nocą należało szybko wyjść poprawić odciągi lub strzepnąć
warstwę śniegu przygniatającą namiot. Czołówkę dobrze jest włożyć do śpiwora,
ale nie w nogi, tak, aby była łatwo dostępna a jednocześnie baterie nie
zamarzły.
Jak widać, nasz
śpiwór musi być pojemny, aby razem z rzeczami, które już w nim są, udało się
zmieścić naszą skromną osobę. Tak naprawdę, to praktycznie do każdego śpiwora
zmieścimy buty, skarpety, kartusz i czołówkę bez uszczerbku na komforcie.
Sprawdzamy
jeszcze czy otwory wentylacyjne namiotu są otwarte. Zmorą zimowych biwaków w
namiocie, zwłaszcza jednopowłokowych, przy niedostatecznej wentylacji, jest
kondensacja pary wodnej na dachu i jej zamarzanie w postaci szadzi, która przy
podmuchach wiatru opada na twarz i śpiwór. W namiotach z tropikiem to zjawisko
jest mniej dokuczliwe, kondensacja występuje na ogół na tropiku a sypialnia chroni
nas przed ‘śnieżycą’ w namiocie.
Jeszcze parę
ruchów, żeby dopasować się do posłania i zamykamy zamek śpiwora zwracając uwagę
na to, aby listwa ocieplająca zamek dokładnie go zasłaniała. Sznureczkiem z
zaciskiem ściągamy kaptur śpiwora, aby szczelnie otulił głowę. Im większy mróz,
tym zostawiamy mniejszy otwór dla oddychania. Wąsacze mogą rano zdziwić się
koniecznością odmrażania wąsów od śpiwora.
Ostatnie,
cichnące powoli rozmowy, i zapadamy w spokojny sen.
Pobudka wstać!
Jeśli nie
obudziło nas zimno nad ranem, to znaczy, że nasz śpiwór nadaje się na zimowe
biwaki w konkretnych warunkach. Warto nosić ze sobą mały i lekki termometr
elektroniczny, łatwiej będzie nam oszacować rzeczywistą temperaturę komfortową
naszego śpiwora.
Jak zwykle ktoś
musi się poświęcić i wstać pierwszy. Już za chwilę usłyszymy pierwszą tego dnia
informację o pogodzie. I może to być okrzyk: „Wstawać, Tatry widać!” lub nieco
cichsze: „Kurcze, dalej wali śniegiem”. Niezależnie od pogody, wstać trzeba.
Łyk herbaty z termosu pozwala przełamać niechęć do wygrzebania się z ciepłego
śpiwora. Jeśli herbatka nie jest już ciepła a nasz termos nie spisał się
najlepiej na mrozie, to zapalamy kuchenkę i podgrzewamy herbatę (oszczędzamy
czas i paliwo na topienie śniegu). Śniadanie, podobnie jak kolacja, powinno być
na ciepło. Może to być jakaś kaszka z bakaliami, ale jeśli noc nie była mroźna,
to może uda się zrobić kanapki i popić je gorącą herbatą. I znów na koniec
napełniamy termos herbatą, przyda się na trasie.
Jeśli tylko
pogoda jest łaskawa, to należy postarać się przesuszyć śpiwory rozwieszając je
na sznurku. Jeśli dach namiotu jest suchy, to możemy śpiwory położyć na
namiocie.
Pakujemy sprzęt
zwijając namiot na końcu, sprawdzamy, czy czegoś nie zostawiliśmy i czas ruszać
na trasę.
Przymusowy (awaryjny) biwak zimowy
Różnie może się zdarzyć zimą w górach, nawet
najlepiej zaplanowana trasa okaże się za długa, kontuzja lub nagłe załamanie
pogody zmusi nas do awaryjnego biwaku. Ale jeden nieplanowany biwak nierówny innemu
awaryjnemu biwakowi, warunki pogodowe też mogą być różne i dlatego moja rada
jest następująca: zimą należy unikać awaryjnego
biwaku za wszelką cenę! Używam tu zamiennie dwóch określeń: nieplanowany i
awaryjny biwak. Postaram się wyjaśnić niewielką, ale czasem bardzo istotną
różnicę pomiędzy tak określanymi biwakami. Nieplanowany biwak to taki, gdy
wędrując zimą na przykład od schroniska do schroniska nosimy ze sobą śpiwór,
zapasową odzież, często kuchenkę turystyczną, czasem również kawałek folii, a
awaryjny, to taki, gdy zmuszeni jesteśmy przenocować zimą w terenie mając tylko
odzież na sobie, zapasową czapkę i rękawiczki, mały plecak, czołówkę, świeczkę,
zapałki, scyzoryk i folię NRC. Od razu widać, że w pierwszym przypadku nasz
nocleg może być ‘komfortowy’, jeśli w ogóle możemy mówić o komforcie, ale to
pojęcie względne, w przypadku zimowych biwaków, również tych zaplanowanych. A w
dalszej części artykułu będę używał obu określeń zamiennie.
Wypada przypomnieć jeszcze dwie kardynalne
zasady wędrówek zimą: nigdy nie
wyruszamy w góry samotnie i razem
wychodzimy w góry – razem wracamy. Proponuję zapamiętać jeszcze jedną
maksymę: im trudniejsze warunki
wędrówki, tym bardziej trzymamy się w kupie. Niedopuszczalne jest
pozostawienie wolniej idących towarzyszy na pastwę losu, w sytuacji awaryjnej
grupa ma jakieś szanse, samotna osoba raczej nikłe. Oczywiście te zasady
obowiązują również latem, ale zimą nabierają szczególnego znaczenia.
.
Kiedy podjąć decyzję o przymusowym zimowym biwaku?
W zasadzie w pytaniu zawarta jest odpowiedź:
wtedy, gdy jesteśmy do tego zmuszeni. Jeśli nasz partner, lub sami ulegliśmy
wypadkowi (złamania, zwichnięcia, omdlenia itp.) uniemożliwiającemu dalsze
poruszanie się, nie mamy wyboru. Pozostaje zawiadomić służby ratownicze mając
świadomość, że pomoc nie nadejdzie błyskawicznie, udzielić pierwszej pomocy przedmedycznej
i zacząć przygotowywać awaryjny biwak. W takim przypadku na ogół mamy
ograniczony do najbliższej okolicy wybór miejsca biwaku, zależnie od możliwości
transportu poszkodowanego. Należy pamiętać, że miejsce biwaku musi być
bezpieczne (na przykład od zejścia lawiny) i osłonięte od wiatru.
Trochę inaczej przedstawia się sprawa, gdy ‘jedynym’,
oprócz zimna, wiatru, zadymki śnieżnej, problemem jest dotarcie do wyznaczonego
celu, na przykład górskiego schroniska. I tu jest jasne, że popełniliśmy błąd
przeceniając naszą lub towarzyszy kondycję i niedoceniając warunków pogodowych
i śniegowych. Tu należy zdecydowanie potępić postawy typu „struganie bohatera”.
Najważniejszą w górach jest umiejętność
podjęcia dostatecznie wcześnie decyzji o odwrocie. Jesteśmy więc winni
tego, że w odpowiednim momencie nie podjęliśmy jej. No cóż, teraz już naprawdę
czas najwyższy na trafną decyzję. Po pierwsze, najważniejsze, to wiedzieć gdzie
się znajdujemy w danym momencie. Ta wiedza oraz posiadany sprzęt biwakowy będą
miały decydujący wpływ na podjęcie decyzji o zejściu do cywilizacji. W polskich
górach typu beskidzkiego, na ogół, siedliska ludzkie oddalone są od szlaków
turystycznych nie więcej, niż o 2-3 godziny marszu letnią porą. A zimą te czasy
możemy w niektórych warunkach spokojnie pomnożyć przez cztery. Jeśli nie wiemy, gdzie jesteśmy, wróćmy po
własnych śladach. Te maksymalnie kilka godzin powrotu po przetartej już,
nawet zawiewanej świeżym śniegiem, i znanej trasie jest porównywalne z
urządzeniem przymusowego biwaku, więc zdecydowanie lepiej wrócić w bezpieczne,
ciepłe miejsce. Powrót, czy zejście, tak czy siak, musimy oszacować, zakładając
pogarszające się warunki atmosferyczne, zapadający zmrok, przewidziany dystans
do przejścia, warunki śniegowe i zasób sił uczestników wycieczki, czy jesteśmy
w stanie go pokonać. I znów musimy szybko przeliczyć, czy szybsze i mniej
męczące będzie zejście nieznanym terenem, czy może jednak powrót po śladach. Jeżeli nie znamy dobrze terenu to radziłbym
jednak odwrót do punktu wyjścia. Decydując się na zejście należy wybrać
trasę w dół, chociaż w głębokim śniegu naprawdę niewiele to pomaga. Oczywiście,
należy się starać schodzić leśną drogą, przecinką, w ostateczności tylko
wybieramy zejście na przełaj, bo może się to skończyć utknięciem w młodniku lub
paskudnym marszem jarem potoku. Za zejściem do cywilizacji lub powrotem do
punktu wyjścia przemawiają też następujące okoliczności: w przypadku
pogorszenia się stanu zdrowia któregoś z towarzyszy łatwiej o szybszą pomoc
medyczną; jeżeli nawet będziemy zmuszeni do awaryjnego biwaku, to w niższych
partiach gór znajdziemy lepszą osłonę od wiatru, temperatura powietrza powinna
być też trochę wyższa, zdecydowanie łatwiej o drewno do rozpalenia ogniska;
możemy też mieć wyjątkowe szczęście i trafimy na drwali lub przynajmniej na
przetartą drogę służącą zwózce drewna; natkniemy się na jakąś szopę lub paśnik
dla zwierząt wypełnione sianem. Ponieważ jednak decyzja o zejściu w doliny,
najczęściej poza szlakiem, może mieć krytyczne znaczenie dla naszego
bezpieczeństwa, gorąco polecam
skonsultować się z ratownikami GOPR (w przypadku gór o charakterze
alpejskim jak Tatry oraz służb ratowniczych tam działających nie jest to
konsultacja, ale po prostu wezwanie pomocy – schodzenie w Tatrach zimą poza
szlakiem w nieznanym terenie jest ‘prośbą’ o szybką śmierć). Taka rozmowa z
ratownikiem GOPR nie jest jeszcze wezwanie pomocy, a korzyści z takiej rozmowy
są ogromne. Ratownicy zostaną poinformowani, w jakim rejonie się znajdujemy i
mogą doradzić najlepszą drogę zejścia znając doskonale lokalne realia
(ukształtowanie terenu, wyręby lasu, trasy przejechane skuterem śnieżnym, po
których znacznie łatwiej wędrować, rozmieszczenie szop i paśników itp.), znają
najbardziej aktualną prognozę pogody dla danego rejonu, wiedzą o zmianie trasy naszej
wędrówki i w razie dalszych kłopotów są świadomi gdzie nas szukać, poinformują
schronisko, w którym zarezerwowaliśmy noclegi, że nie dotrzemy na miejsce a
kierownik będzie mógł wolne miejsca wynająć innym chętnym (oczywiście żartuję,
chodzi o to, żeby niepotrzebnie nie wyruszyła wyprawa poszukiwawcza
zawiadomiona przez kierownika lub na przykład rodziców zaniepokojonych, że nie
dotarliśmy do celu). A najważniejsze to chyba to, że możemy poradzić się kogoś
naprawdę doświadczonego. I nie uważajcie takiej rozmowy za dyshonor oraz nie
obawiajcie się, że ratownik dyżurny zaraz wyśle ekipę ratunkową, nie są do tego
aż tak skorzy, jeśli sytuacja nie jest niebezpieczna.
Do tej pory namawiałem Was gorąco do uniknięcia
przymusowego biwaku oraz zejścia do osad ludzkich. Ale mogą być sytuacje, gdy
cywilizacja jest daleko, uczestnicy wycieczki tak zmęczeni, że nie dojdą daleko
i wydaje nam się, że musimy podjąć decyzję o awaryjnym biwaku. I tu też namawiam,
jeśli tylko są możliwości, o poinformowanie ratowników o podjętej decyzji i
miejscu biwaku, nawet, jeśli jesteśmy przekonani, że nadal nie potrzebujemy
pomocy. Ale pamiętajmy, że takie przekonanie może być bardzo złudne, a
dodatkowo nie wzywając pomocy bierzemy odpowiedzialność za siebie i towarzyszy.
Czy na prawdę jesteśmy pewni, że wszyscy sobie poradzimy i cała sytuacja
zakończy się happy end’em?. Prawie wszystkie profity z takiej rozmowy z
ratownikami opisane wyżej są słuszne i w tym przypadku. I nawet, jeśli
pogotowie górskie zdecyduje się nas uratować, to znaczy, że jednak ktoś
znacznie bardziej doświadczony uznał, że sytuacja może być lub jest niebezpieczna,
a tak prawie zawsze jest w przypadku nieplanowanego biwaku bez śpiworów i
karimat. Na szczęście nie będzie to wielka akcja poszukiwawcza angażująca wielu
ratowników (ponieważ ratownicy wiedzą, gdzie się znajdujemy) a naprawdę lepiej być uratowaną ofiarą niż martwym
bohaterem (lub choćby tylko odmrożonym).
Decyzję
o awaryjnym biwaku zimą podejmujemy tylko w ostateczności. Musimy mieć świadomość, że przygotowanie prowizorycznego schronienia zajmie
nam, zależnie od warunków i posiadanego sprzętu, nawet kilka godzin i będzie
wymagało sporego wysiłku całej grupy. Dlatego musimy zabrać się do tego dostatecznie
wcześnie, gdy nasze siły nie są jeszcze na wyczerpaniu.
Oczywiście, im lepiej jesteśmy wyposażeni, na
przykład mamy ze sobą śpiwory, płachtę biwakową lub kawałek folii, kuchenkę
turystyczną a zwłaszcza karimatę, tym łatwiej jest podjąć decyzję o przymusowym
noclegu w śniegu a sam biwak będzie tylko mniej przyjemny niż zaplanowany a nie
niebezpieczny dla życia. Ale w takim przypadku jesteśmy bliżej biwaku
zaplanowanego niż awaryjnego.
Wybór miejsca
Miejsce musi być bezpieczne w sensie zagrożeń
obiektywnych, jak na przykład zejścia lawiny i przede wszystkim osłonięte od
wiatru. Należy pamiętać, że ocena zagrożenia lawinowego jest na ogół bardzo
trudna, zwłaszcza po ciemku i w niesprzyjających warunkach atmosferycznych. Na
pewno staramy się zejść z grzbietu górskiego, chociaż trochę poniżej na stronę
zawietrzną. Jeśli mamy szansę dojść do granicy lasu to tam na pewno łatwiej
będzie przygotować awaryjny biwak. Zależnie od tego, jakiego typu prowizoryczne
schronienie chcemy zbudować wybieramy trochę inne miejsce, przede wszystkim
zależne od grubości pokrywy śnieżnej.
W warunkach polskich gór typu beskidzkiego
pokrywa śnieżna nie jest na ogół zbyt gruba, rzadko przekracza jeden metr,
chociaż ostatnie zimy przeczą tej tezie.
Najłatwiej zbudować prowizoryczne schronienie
typu szałas śnieżny (z różnymi jego odmianami), jama śnieżna wymaga już
odpowiednich warunków śniegowych i wiele pracy, natomiast igloo daje doskonałą
ochronę przed warunkami atmosferycznymi, ale jest najbardziej pracochłonne i do
budowy wymagany jest śnieg o odpowiedniej konsystencji.
Nim przystąpimy do budowy, pamiętajmy o kilku
sprawach:
- musimy wybrać ‘kierownika budowy’, najlepiej osobę z największym
doświadczeniem górskim; dobre kierowanie grupą w sytuacji awaryjnej to
więcej niż połowa sukcesu,
- w zależności od warunków terenowych musimy wybrać formę
schronienia, często będzie to jakaś hybryda opisywanych poniżej
konstrukcji; ważne, żeby schronienie powstało za pierwszym razem, tu nie
ma miejsca i czasu na fuszerkę,
- już w trakcie budowy należy przewidzieć kolejność prac biwakowych,
czynności do wykonania wewnątrz prowizorycznego schronienia, a nawet
sprawne opuszczenie miejsca biwaku w przypadku zagrożenia,
- przy budowie schronienia nie należy się spieszyć mimo sytuacji
stresowej – pośpiech prawie zawsze jest przyczyną błędów,
- odpowiednio, na miarę możliwości, wszyscy muszą włączyć się
przygotowanie schronienia, ciągła aktywność fizyczna zapobiega
wychłodzeniu organizmu.
Już pobieżne zapoznanie się z tymi punktami
powinno nam uświadomić, że na awaryjny
biwak zimą mogą decydować się osoby z dużym doświadczeniem w nocowaniu w
śniegu. Takie doświadczenie warto zdobyć ćwicząc budowę różnych rodzajów
prowizorycznych schronień w bezpiecznych warunkach. Ideałem byłoby spróbowanie
przetrwania zimowej nocy w takim ‘domku’ mając do dyspozycji tylko to, co
zwykle zabieramy na wycieczkę, oczywiście w miarę blisko cywilizacji, aby w
każdej chwili mieć możliwość odwrotu do ciepłego pomieszczenia. Gwarantuję, że kto raz spróbował
przećwiczyć awaryjny biwak zimowy, ten będzie go unikał jak dżumy, świnki i
tyfusu.
Kilka porad praktycznych dla tych, którzy
pragną poćwiczyć budowę prowizorycznego schronienia lub będą zmuszeni do
awaryjnego biwaku:
- starajmy się pracować tak, żeby się nie spocić, w razie potrzeby
zdejmijmy jakąś warstwę odzieży,
- starajmy się w jak najmniejszym stopniu zmoczyć naszą odzież
podczas pracy,
- żadnej części ekwipunku nie zostawiamy wprost na śniegu, prawie na
pewno wpadnie w głąb lub porwie ją wiatr
- jeśli tylko jest możliwość, należy postarać się rozpalić ognisko
nie bacząc na żadne zakazy,
- jako prowizoryczne narzędzie do kopania można użyć menażki
(szczególnie przy kopaniu jamy śnieżnej), plastikowego pudełka na żywność,
w ostateczności kopiemy rękami (w rękawicach).
Bierzemy się do roboty, mam nadzieję, że to
tylko ćwiczenia.
Złota dewiza awaryjnego biwaku:
Kopać schronienie tak długo, aż nadejdzie świt. Jak się kopie, to się nie marznie.
Szałas śnieżny
Jeśli jesteśmy w lesie, to nawet przy
stosunkowo małej ilości śniegu możemy łatwo zbudować prowizoryczny szałas
obsypany śniegiem, a jak wiadomo warstwa śniegu doskonale izoluje termicznie.
Przy małej ilości śniegu udeptujemy platformę o wymiarach pozwalających
pomieścić zadaną liczbę osób na siedząco. Szałas o rozsądnych wymiarach niecałe
trzy metry długości i półtora metra szerokości może pomieścić cztery osoby
siedzące w dwóch rzędach obok siebie tak, że w jednym rzędzie pierwsza osoba
siedzi między kolanami drugiej. Takie usadowienie pozwala przytulić się do
siebie wzajemnie ratując resztki bezcennego ciepła.
Jeśli wszyscy mamy plecaki, to możliwe jest usadowienie się plecami do siebie po dwie osoby i wtedy nogi wkładamy do środka plecaka. Wewnętrzna wysokość szałasu powinna wynosić trochę ponad jeden metr. Po udeptaniu odpowiedniej platformy musimy postarać się o dużą ilość gałęzi świerkowych. W przypadku awaryjnego biwaku względy ochrony przyrody możemy pominąć obłamując dolne gałęzie drzew, zresztą nie zaszkodzi im to za bardzo. Długie gałęzie wbijamy gęsto w śnieg po obu dłuższych bokach platformy, tak, żeby tworzyły nad nią tunel. Ponieważ za chwilę będziemy sypać na nie duże ilości śniegu, warto pomyśleć o jakiejś prowizorycznej kalenicy. Może to być dłuższa żerdź oparta na dwóch krótszych patykach. Do konstrukcji kalenicy można też wykorzystać kije trekkingowe. Jeśli ustawiliśmy gałęzie dostatecznie gęsto możemy zacząć sypać na nie śnieg. Nie staramy się oblepiać gałęzi, ale po prostu go sypiemy nie zważając na to, że część będzie wsypywać się do środka – wygarniemy go po skończeniu pracy. Oczywiście, jeśli posiadamy kawałek folii i możemy go poświęcić na budowę schronienia, to przed sypaniem śniegu nakładamy go na konstrukcję z gałęzi. Z moich doświadczeń wynika jednak, że taka płachta z folii jest bezcenna do okrycia się w środku szałasu i trochę szkoda ją użyć na dach, zwłaszcza, jeśli mamy tylko jedną. Dodatkowo, z gałęzi przykrytych folią śnieg się zsuwa i trzeba nasypać go więcej. Dwudziestocentymetrowa warstwa śniegu na dachu izoluje wystarczająco termicznie wnętrze, ale, jak to zwykle, dach trzeba wykonać solidnie. Nie ma nic gorszego, niż poprawianie konstrukcji nad ranem, gdy nasze siły witalne są na wyczerpaniu, ponieważ wiatr zwiał część śniegu. Oba końce tunelu zasłaniamy gałęziami i śniegiem pamiętając jednak o zostawieniu otworów wentylacyjnych.
Jeśli wszyscy mamy plecaki, to możliwe jest usadowienie się plecami do siebie po dwie osoby i wtedy nogi wkładamy do środka plecaka. Wewnętrzna wysokość szałasu powinna wynosić trochę ponad jeden metr. Po udeptaniu odpowiedniej platformy musimy postarać się o dużą ilość gałęzi świerkowych. W przypadku awaryjnego biwaku względy ochrony przyrody możemy pominąć obłamując dolne gałęzie drzew, zresztą nie zaszkodzi im to za bardzo. Długie gałęzie wbijamy gęsto w śnieg po obu dłuższych bokach platformy, tak, żeby tworzyły nad nią tunel. Ponieważ za chwilę będziemy sypać na nie duże ilości śniegu, warto pomyśleć o jakiejś prowizorycznej kalenicy. Może to być dłuższa żerdź oparta na dwóch krótszych patykach. Do konstrukcji kalenicy można też wykorzystać kije trekkingowe. Jeśli ustawiliśmy gałęzie dostatecznie gęsto możemy zacząć sypać na nie śnieg. Nie staramy się oblepiać gałęzi, ale po prostu go sypiemy nie zważając na to, że część będzie wsypywać się do środka – wygarniemy go po skończeniu pracy. Oczywiście, jeśli posiadamy kawałek folii i możemy go poświęcić na budowę schronienia, to przed sypaniem śniegu nakładamy go na konstrukcję z gałęzi. Z moich doświadczeń wynika jednak, że taka płachta z folii jest bezcenna do okrycia się w środku szałasu i trochę szkoda ją użyć na dach, zwłaszcza, jeśli mamy tylko jedną. Dodatkowo, z gałęzi przykrytych folią śnieg się zsuwa i trzeba nasypać go więcej. Dwudziestocentymetrowa warstwa śniegu na dachu izoluje wystarczająco termicznie wnętrze, ale, jak to zwykle, dach trzeba wykonać solidnie. Nie ma nic gorszego, niż poprawianie konstrukcji nad ranem, gdy nasze siły witalne są na wyczerpaniu, ponieważ wiatr zwiał część śniegu. Oba końce tunelu zasłaniamy gałęziami i śniegiem pamiętając jednak o zostawieniu otworów wentylacyjnych.
Jeśli pokrywa śniegu przekracza jeden metr
możemy pokusić się o wykopanie rowu o odpowiednich wymiarach, nakrycia go
gałęźmi i przysypania warstwą śniegu. Jest co prawda mniej roboty z konstrukcją
dachu, ale za to znacznie więcej kopania. Jeśli w pobliżu nie ma gałęzi
świerkowych, to taki rów możemy nakryć folią NRC opartą na poprzecznie
ułożonych kijach trekkingowych.
Awaryjny schron gotowy, teraz tylko wygarniamy
resztki śniegu ze środka i układamy na ‘podłodze’ grubą warstwę drobniejszych
gałęzi świerkowych, na których będziemy siedzieć i które zapewnią izolację
termiczną od podłoża.
Jeśli szczęśliwie posiadamy śpiwory i chcemy
noc spędzić w bardziej komfortowej pozycji leżącej, to nasze schronienie musimy
zbudować trochę większe. Można przyjąć, że dla czterech osób potrzebujemy
platformy lub rowu o długości niecałych trzech metrów, ale szerokości trochę
więcej niż dwa metry. Na szczęście takie schronienie może być niższe,
praktycznie wystarcza około siedemdziesiąt centymetrów wysokości.
Jama śnieżna
Do wykopania klasycznej jamy śnieżnej
potrzebujemy w miarę stromego stoku o pokrywie śnieżnej grubej przynajmniej na
120 – 150 centymetrów. Jamę znacznie łatwiej kopie się na zboczy niż na płaskim
terenie. Nawet, jeżeli pokrywa śnieżna jest niewystarczająca, to można znaleźć
zaspę z nawianego śniegu o wystarczającej grubości. Pracę zaczynamy od wkopania
się jak najbliżej podstawy zaspy. Chodzi o to, żeby tunel wejściowy zaczynać
kopać maksymalnie nisko, najniżej jak się da. Przy ograniczonej grubości
pokrywy śnieżnej po prostu braknie nam przestrzeni na wykonanie komory.
Prawidłowy tunel wejściowy powinien mieć około jednego metra długości i wznosić
się lekko pod górę tak, żeby podłoga komory była około 30 centymetrów wyżej niż
wejście. Ma to zapewnić przed ucieczką ciepłego powietrza z jamy, ale można z
tego zrezygnować. I tak wejście postaramy się zamurować blokami śniegu.
Tunel wejściowy może być ciasny, ale musi się
w nim zmieścić człowiek mając jeszcze możliwość transportowania urobku
(wykopanego śniegu) pod sobą na zewnątrz. Podczas kopania druga osoba pomaga w
usuwaniu śniegu, robimy też częste zmiany kopaczy, bo pozycja pracy jest
wyjątkowo niewygodna. Kiedy nogi górnika nie wystają już z otworu zaczynamy
kopać niską komorę jamy śnieżnej w prawo i w lewo od tunelu wejściowego. Powoli
podwyższamy wysokość komory pamiętając, że sklepienie musi mieć grubość około
30 centymetrów, cieńszy strop grozi zawaleniem. Ja osobiście, przed kopaniem
jamy śnieżnej, staram się wbić kijek trekkingowy na głębokość około 30
centymetrów w szczyt zaspy. Gdy kopiąc jamę dotrę do czubka kija wiem, że
jestem już niebezpiecznie blisko powierzchni. Teraz już tylko kosmetyka, czyli
wygładzenie wewnętrznych ścian, aby woda z topniejącego śniegu nie kapała na
głowę. Jeszcze tylko przebijamy kijkiem trekkingowym (ten jeden, służący do
pomiaru grubości stropu możemy wciągnąć do środka) dwa otwory wentylacyjne.
Jama śnieżna powinna mieć trzy otwory wentylacyjne, dwa w stropie, jeden w
górnej części bloków śnieżnych zamykających wejście, ponieważ nawiewany śnieg
może łatwo któryś z nich zablokować.
Jeśli nasza grupa biwakowa liczy więcej niż
cztery osoby i posiadamy jakąś płachtę, możemy wykopać jamę śnieżną metodą
armii szwajcarskiej. Zaczynamy kopać w śniegu jak najgłębszy dół w kształcie
dzwonu wyrzucając urobek na górę na boki. Przekopujemy też od zawietrznej
wąskie wyjście z schodkami. Teraz prawie wszyscy wchodzą do środka dołu,
nakrywają płachtą, pochylają plecy a reszta (w przypadku czteroosobowej grupy
trzy osoby wchodzą do środka a jedna zostaje na górze) zasypuje ich śniegiem.
Gdy warstwa śniegu jest już odpowiednio gruba (powyżej 30 centymetrów) i ubita,
następuje chwila prawdy: zasypani wychodzą ze środka a strop albo się trzyma,
albo nie. Ta metoda kopania jamy wymaga jednak na ogół posiadania przynajmniej
jednej łopaty śniegowej i nadaje się dla większej grupy osób. Jest jednak
znacznie szybsza od mozolnego fedrowania jamy od środka.
Komfortowe mieszkanko gotowe, ciasne, ale
własne.
Igloo
Jeśli możesz zbudować igloo, to prawdopodobnie
zdążyłbyś przed nocą do schroniska, ponieważ masz jeszcze wystarczająco dużo
sił a konsystencja pokrywy śnieżnej pozwala na w miarę swobodny marsz po
powierzchni. Jednak w sytuacji, gdy jeden z towarzyszy wędrówki uległ
wypadkowi, budowa igloo może być najlepszym wyjściem zapewniając poszkodowanemu
najlepsze z możliwych warunki doczekania pomocy.
Igloo możemy postawić praktycznie w każdym miejscu,
najlepiej jednak na kawałku w miarę równego terenu. Do budowy igloo nadaje się
twardy, zbity śnieg nazywany czasem betonem. Łatwo poznamy ten gatunek,
podeszwa naszego buta powinna zostawiać w nim płytkie, najwyżej
kilkucentymetrowej głębokości ślady.
Budowę zaczynamy od wytyczenia zarysu igloo.
Dla 3 do 4 osób powinien to być okrąg o średnicy około 3 metrów. Można
oczywiście próbować zbudować większe igloo, ale wtedy wysokość w środku
przekroczy 2.5 metra i będziemy mieli problemy z układaniem bloków śnieżnych.
Wytyczony krąg, można zabrać się do wycinania
bloków śnieżnych. Eskimosi używają do tego około 50 centymetrowej długości noża
kościanego, ja jednak polecam posłużyć się łopatą. Nie mając łopaty, zamiast
noża możemy użyć aluminiowego płaskownika wyjętego z usztywnienia plecaka.
Cegły śnieżne powinny mieć długość 50 do 70 centymetrów, szerokość 30 do 60
centymetrów a grubość od 15 do 20 centymetrów. Wycinanie cegieł jest precyzyjną
pracą, im lepiej ją wykonamy, tym łatwiej zbudujemy następnie igloo. Zaczynamy
układać pierwszą warstwę bloków dookoła wyznaczonego kręgu. Nie zostawiamy
żadnej przerwy na wejście, wytniemy je pod koniec budowy. Czteroosobowa ekipa
budowlana dzieli się pracą w następujący sposób: jedna wewnątrz igloo układa
bloki, druga wycina cegły, trzecia zajmuje się transportem a czwarta zalepia
szpary w ścianach śniegiem. Ponieważ budujemy konstrukcję w kształcie półkuli,
każda kolejna warstwa musi być pochylona do środka igloo. Dlatego osoba
układająca bloki ścina ułożoną warstwę tak, aby wewnętrzna krawędź muru była o
około 3 centymetry niżej niż zewnętrzna. Mur rośnie, w końcu musimy wyciąć
otwór wejściowy, aby wciągać kolejne cegły. Gdy ściany zbliżą się już do siebie
pozostały otwór w sklepieniu zasłaniamy jedną okrągłą płytą śnieżną. Możemy w
podobny sposób dobudować do igloo tunel wejściowy, ale biwakując przymusowo,
raczej zasłonimy go blokami śnieżnymi. Wewnętrzne ściany należy wygładzić, aby
uniknąć skapywania kropel wody i oczywiście nie zapomnieć o zrobieniu otworów
wentylacyjnych.
Ech, gdyby igloo budowało się tak łatwo, jak
się o tym pisze, to pewnie zawsze zimą nocowałbym w takim przytulnym domku.
Pamiętam pierwsze moje konstrukcje igloo-podobne, nigdy nie miały kształtu
idealnej kopuły, częściej przypominały kopiec termitów lub rozdeptaną ropuchę a
niektóre zwaliły się podczas budowy. Ci Eskimosi to mają jednak dużą wprawę w
budownictwie zimowym.
Przetrwanie nocy
Zaciszny domek gotów, ale nie łudźmy się, nie
będzie lekko.
Przed wsunięciem się do kryjówki otrzepujemy nasza
odzież ze śniegu, żeby jej nie zawilgocić i załatwiamy potrzeby fizjologiczne,
aby niepotrzebnie nie otwierać później wejścia i nie tracić cennego ciepła.
Oczywista zasada jest taka, że należy ubrać całą dostępną odzież na siebie. Dlatego
wypakowujemy wszystko z plecaków i przeglądamy pod kątem wykorzystania jako
izolację termiczną. Jak mamy dwie czapki, to obie na głowę, zwłaszcza, że przez
nią tracimy od 50 do 70 procent ciepła. Natomiast zapasowe skarpety ubieramy na
nogi, a te wilgotne użyjemy do podłożenia pod siebie. Poluzujemy sznurowadła
butów, zdejmujemy też oczywiście raki. Jeśli nie mamy gałęzi, na których
moglibyśmy siedzieć odizolowując nasze ciało termicznie od podłoża, to siadamy
na pasie biodrowym plecaka, ale wtedy nie schowamy nóg do plecaka. Siąść możemy
również na plastikowym pudełku na żywność lub na nadmuchanych dwóch butelkach
PET. Na razie popatrzmy, czy nie mamy czegoś do zjedzenia, nic tak nie podnosi
morale jak przegryzka, ale zostawmy coś na najgorsze godziny tuż przed porankiem.
Jeśli mamy świeczkę to możemy podgrzać wnętrze naszego domku nawet o 2-3
stopnie Celsjusza a nawet roztopić trochę śniegu do picia. Takie śniegowe
schronienie, jeśli jest szczelne, dość szybko nagrzeje się od ciepła naszych
ciał, chociaż nie będzie to sauna. Jeśli nie mamy śpiworów, to powinniśmy
siedząc przyjąć pozycję embrionalną i przytulić się do towarzyszy. Są różne
szkoły, czy należy starać się zasnąć (będą to raczej drzemki przerywane
aktywnością ruchową, aby pobudzić krążenie), czy wręcz przeciwnie, opowiadać
całą noc różne historyjki. Ja osobiście preferuję drugie rozwiązanie, ponieważ
łatwiej jest wtedy zauważyć, że ktoś z towarzyszy zapada w hipotermię i jest
czas na działania przeciwdziałające temu. Jedno jest pewne, należy nastawić się
pozytywnie, bo taka postawa psychiczna bardzo pomaga przetrwać przymusowy biwak
zimowy.
Obowiązkowe wyposażenie
Wybierając się zimą w góry, nawet na
kilkugodzinną wycieczkę, należy zawsze mieć w plecaku:
- latarkę, najlepiej czołówkę, z zapasowym kompletem baterii, nawet
jeśli używamy energooszczędnych diod LED,
- mapę i kompas,
- zapasowe bardzo ciepłe rękawice (łapawice) oprócz zapasowych
rękawiczek,
- zapasowe ciepłe, długie skarpety,
- zapasowa czapka, najlepiej kominiarka,
- folia NRC,
- zapałki zapakowane wodoszczelnie, dobra zapalniczka,
- kawałek świeczki,
- kilka kostek rozpałki (tekturowej) do grilla,
- awaryjne szturmżarcie (tabliczka czekolady, landrynki, suszone
owoce),
- kilka kawałków sznurka (linki stylonowej),
- plastikowy, mocny worek na śmieci o pojemności 120 l, który po
rozcięciu daje małą płachtę, do takiego worka możemy wsunąć nogi chroniąc
je przed wiatrem.
- porządny nóż nadający się do cięcia, a nie tylko do robienia
kanapek.
A grupa powinna posiadać:
·
apteczkę o wielkości zależnej od
liczebności zespołu wraz z dodatkową folią NRC oraz ogrzewaczami żelowymi,
·
folie plastikową, na przykład
paroprzepuszczalną folię budowlaną wzmocnioną siateczką z włókna sztucznego lub
plandekę, o wymiarach około 3 na 4 metry, na każde 5 osób w grupie.
Dobrze byłoby, gdyby przynajmniej jedna osoba
w zespole posiadała menażkę, palnik gazowy z małym kartuszem, herbatę, cukier i
może kilka zupek typu gorący kubek.
Prawdopodobnie o przymusowym biwaku można
napisać kilka książek tyle może być różnych sytuacji awaryjnych, różnych
warunków pogodowych, różnie wyposażonych grup turystów zmuszonych do
nieplanowanego spędzenia nocy w górach. Ale jedno jest pewne, jeśli nie nosicie
ze sobą śpiwora i karimaty oraz nie macie doświadczenia w biwakowaniu, to awaryjnego biwaku zimą unikajcie jak ognia.
Witam
OdpowiedzUsuńNiedawno spędziliśmy noc w jamie wykopanej pod Turbaczem. Wszystkie rady z tego bloga przydały się w stu procentach. Proszę pisać, pisać i jeszcze raz pisać. Dziękuję serdecznie i pozdrawiam.