Choczańska dniówka

Choczańska dniówka

Pogoda zapowiadała się świetna na ten weekend. Nic, tylko spakować plecaki i w góry. Ale przecież w piątek jesteśmy zaproszeni na dawno przekładane imieniny kolegi a w niedzielę czeka nas rodzinny obiad, od którego się nie wymigamy. Zostaje tylko sobota, więc może, chociaż na jeden dzień w góry. Sięgam po przewodnik Góry Choczańskie mojej koleżanki Basi, wyciągam z szuflady odpowiednią mapę VKU Harmanec numer 111. Po głowie kołaczą się trzy nazwy: Wielki Chocz, Dolina Prosiecka, Dolina Kwaczańska. Decydujemy się na dwie ostatnie atrakcje, zwłaszcza, że można je połączyć w pętlę. Szybko podliczam czasy przejścia zaznaczone na mapie, konfrontuję z przewodnikiem, który podaje czasy odrobinę dłuższe, dodaję trochę czasu na odpoczynki i fotografowanie, 8 godzin jak w pysk strzelił - dniówka. Jeszcze rzut oka na stronę www.viamichelin.com gdzie niestety nieznana jest miejscowość Prosiek na Słowacji. Jako punk docelowy wpisuję więc Zuberec i dodaję dystans Zuberec – Prosiek odczytany z mapy, wychodzi mi odległość trochę poniżej 160 km, czyli około 2,5 godziny jazdy samochodem. Nastawiam budzik na 5 rano, aby na miejscu być koło 8 rano.
Budzimy się tuż przed natarczywym głosem budzika, szybkie śniadanie i komfortowy przejazd przez uśpione jeszcze miasto. Zakopianka również pusta, więc szybko docieramy na przejście graniczne w Chyżnem. Pogoda piękna jak uśmiechy pograniczników, bezchmurne niebo zwiastuje upalny dzień. Mijamy kolejne miejscowości i w Podbielu skręcamy na Zuberec, za którym droga zaczyna piąć się do góry na wysokość ponad 1100 m na grzbiet Tatr Zachodnich. Tuż za przełęczą stajemy na parkingu na Polanie Zawozy z pięknym widokiem na Liptowską Marę i Niskie Tatry. Ciasnymi serpentynami zjeżdżamy do samego zbiornika wodnego mijając po drodze piękny kościół we wsi Liptowskie Matiaszowce. 
Kościół w Liptowskich Matiaszowcach.

Czujemy, że jesteśmy już blisko celu podróży, przed nami piętrzą się góry z licznymi wapiennymi ścianami. Skręt do Prosieka i po chwili parkujemy u wylotu doliny. Ubieramy górskie buty, zarzucamy lekkie plecaki i szeroką ścieżką wzdłuż Potoku Prosieczanka kierujemy się przez tak zwane Przedmoście do skalnego ujścia doliny zwanego Wrota. 
Wrota Doliny Prosieckiej.

Pionowe ściany Prosiecznego z prawej i Hradku z lewej tworzą wąski wąwóz, na dnie którego pieni się potok. Drewniane kładki pozwalają przejść wąski odcinek suchą stopą, ale przy większym stanie wody konieczne mogą być kalosze. Mały mostek i idziemy lewą stroną doliny (orograficznie prawą) do ostrogi skalnej, którą trawersujemy wąską półką z pomocą łańcucha. Szybko dochodzimy do wywierzyska potoku. 
Wywierzysko Potoku Prosieczanka.

Z kilku otworów bucha woda, ale patrząc na potok poniżej, część wody niewątpliwie wydostaje się na powierzchnię poprzez kamieniste dno. Wywierzysko stanowi dolny koniec rozległego prawdopodobnie systemu jaskiniowego odwadniającego Dolinę Prosiecką i łąki Sworadu. Warto obmyć spocone czoło i nabrać zimnej, krystalicznie czystej wody do butelki, dalsza część doliny jest bowiem prawie bezwodna, może poza okresem wiosennych roztopów. W otoczeniu wapiennych skał Prosiecznego i Łomów (na zachodzie) pniemy się dnem doliny, często wprost wyschniętym potokiem powoli zdobywając wysokość. Ten fragment doliny jest dosyć nużący, cały czas należy baczyć, gdzie stawiamy stopy na głazach. Na dnie potoku pojawia się nikła strużka wody, znak, że zbliżamy się do rozwidlenia doliny pod zamykającymi ją urwistymi skałami Sokoła. 
Sokół.

W tym majestatycznym miejscu odchodzi w lewo (na pn.-zach.) ślepa dolinka Czerwone Piaski. Warto podejść bez szlaku wyraźną ścieżką około 15 minut do zamykającego ją około15 metrowego wodospadu utworzonego przez tektoniczny uskok na granicy fliszu i dolomitu. 

Woda, w suche lato jest jej niewiele, spada wąskim strumieniem na wapienne podłoże rozbryzgując się w tysiące kropelek. Chwila odpoczynku w wilgotno-chłodnej atmosferze, kilka zdjęć i wracamy do rozwidlenia doliny pod skałami Sokoła. Znów jesteśmy na niebieskim szlaku by po kilku minutach wejść w tak zwaną Niżnią Cieśniawę. 
Niżna Cieśniawa.

Wąski wąwóz o wysokich, pionowych ścianach, wśród licznych kotłów eworsyjnych przekraczamy przy pomocy trzech drabinek. Poniżej pierwszej, krótkiej drabinki uwagę zwraca zaklinowana pod ogromnym głazem szyna kolejowa, druga szyna jest rozparta wysoko pomiędzy ścianami wąwozu. Są to pozostałości 30 metrowego mostu nad progami Niżnej Cieśniawy, po którym kursował wagonik ułatwiający prosieckim gospodarzom zimą zwózkę siana ze stodół na Sworadzie. Most został zniszczony w latach 1944-45. Niewielkie rozszerzenie doliny w formie kotła i wkraczamy do Wyżniej Cieśniawy, którą trawersujemy prawym zboczem doliny z pomocą łańcucha. 
Kocioł eworsyjny w Wyżniej Cieśniawie.

Wyżnią Cieśniawę tworzą dwa kotły eworsyjne wypełnione deszczową wodą. Koniec ‘wspinaczki’ i ścieżka łagodnie wyprowadza nas na skraj płaskowyżu Sworadu przy rozwidleniu szlaków. 
Łąki Sworadu

Zielony szlak prowadzi w prawo na Prosieczne a w lewo na Łomy. Skręcamy w lewo, początkowo szlakiem zielonym a następnie dnem płytkiej doliny wśród łąk do osobliwości tego płaskowyżu, Jobowego Ponoru. 
Błotniska niecka Jobowego Ponoru.

Strumień spływający z łąk Sworadu wpada do błotnistej niecki o stromych, kilkumetrowych skarpach i tam znika przesączając się do niezbadanego systemu jaskiniowego. Wyraźnie widać, że podczas wiosennych roztopów lub ulewnych deszczy ponor nie jest w stanie przyjąć dużych mas wody i przelewa się ona górą spływając do Doliny Prosieckiej. Przy niskim stanie wody, a tak było podczas naszej wycieczki, strumyk znika jeszcze przed właściwym ponorem. Idąc bardzo błotnistym dnem strumyka udało się wyśledzić miejsce, gdzie cała woda wpadała z głośnym bulgotem do dziury w dnie tworząc wir. 


Wracamy tą samą drogą do skrzyżowania szlaków i dalej niebieskim szlakiem łagodnie podchodzimy przez malownicze, ukwiecone łąki Sworadu do samotnego krzyża. 

To najwyższy punkt naszej wędrówki o wysokości 945 m, od tego momentu, poza małymi wyjątkami, będziemy schodzili w dół. Według przewodnika i mapy, od wyloty Doliny Prosieckiej to około 1,5 godziny, ale doliczając wycieczkę do wodospadu Czerwone Piaski – 2 godziny. W rzeczywistości, razem z odpoczynkami i oglądaniem ponoru, do tego miejsca trasa zajęła nam 3 godziny. Przy pięknej pogodzie, ze Sworadu możemy delektować się widokami na Wielki Chocz i Tatry Zachodnie. 

Przy krzyżu wkraczamy na asfaltową drogę prowadząca wśród łąk w dół do miejscowości Wielkie Borowe. To tylko 30 minut, ale dłużyły się one niezmiernie, ponieważ w oddali widać już było restaurację a lornetka ujawniła obecność złocistego napoju w kuflach. Nie byliśmy jeszcze głodni, więc tylko zaspokoiwszy pragnienie, a dzień był upalny, wróciliśmy na niebieski szlak prowadzący łagodnie w dół Doliną Borowianki, jedną z dolin, na które rozdziela się w swej górnej części Dolina Kwaczańska. Po drodze mijamy dwa malowniczo położone cmentarze. Leniwie meandrujący potok zanika nagle i dalsza część doliny jest sucha. Z prawej strony dołącza do nas szlak zielony schodzący z Prosiecznego i zagłębiamy się w skalny kanion. Droga stromo opada w dół trawersując prawe stoki doliny dość wysoko nad korytem potoku. Na środku doliny, na stromej ostrodze skalnej mijamy mały kamienny krzyż. 

Dosyć szybko zbliżamy się do dna Doliny Kwaczańskiej mijając po lewej stronie wylot Doliny Roztoki. Warto podejść kilka minut do Wodospadu Roztockiego, obok którego drewnianą drabiną prowadzi nieznakowana ścieżka do osady Jobowa Roztoka położonej mniej więcej w połowie drogi pomiędzy Wielkim Borowym a Hutami. 
Wodospad Roztocki.

Mieszka tam i oferuje swoje prace ludowy rzeźbiarz. Obok wodospadu, po prawej (lewej orograficznie) skale mała, metalowa tabliczka upamiętniająca bratanicę premiera Dziurindy, która tam zginęła. Wracamy z powrotem na niebieski szlak i po przejściu przez mostek nad połączonymi potokami Borowianki (wyschnięty), Roztoki (mały) i Hucianki (duży potok), które dają początek potokowi Kwaczańskiemu, stajemy w miejscu zwanym Obłazy. 




Stoją tu dwa młyny wodne: górny i dolny. Do roku 1913 około 400 m nad zachowanymi do dziś obiektami znajdował się także trzeci młyn, który zniszczyła powódź, Górny młyn został postawiony w pierwszej połowie 19 wieku jako 3 izbowy dom na kamiennej podmurówce. Od 1920 roku w młynie mieszkało małżeństwo Marii i Pawła Gejdošovci, którzy poznali się na Ukrainie podczas I Wojny Światowej. Spędzili tu całe swoje życie mieląc owies i jęczmień na mąkę, Maria szyła ubrania, wychowali 5 dzieci. Paweł Gejdošovci zmarł w 1960 roku a jego żona jeszcze przez 17 lat samotnie prowadziła gospodarstwo. Dolny młyn znajdujący się po drugiej stronie potoku został zbudowany również w pierwszej połowie 19 wieku a od 1931 roku gospodarzył w nim Franciszek Brunciak z Kwaczan. Zmodernizował młyn likwidując jedne z żaren zbożowych w zamian wstawiając najnowocześniejszą, jak na owe czasy, piłę do drewna znanej wiedeńskiej firmy Gustav Topham. Część energii wodnej napędzała również małą prądnicę elektryczną, w obu młynach świeciły wieczorem żarówki. Po śmierci gospodarza w 1961 roku młyn został opuszczony i powoli popadał w ruinę. Na początku lat 80, staraniem ochotników, młyny zostały odbudowane. Oba młyny można zwiedzać, a w dolnym nacieszyć oko kręcącym się kołem wodnym, przekładniami i pasami transmisyjnymi w ruchu. Mnie osobiście zaciekawiło drewniane łożysko koła wodnego smarowane i chłodzone wodą.
Wracamy na niebieski szlak i podchodzimy wygodną, ale stromą ścieżką do skrzyżowania ze szlakiem czerwonym na lewe orograficznie zbocze Doliny Kwaczańskiej. 
Zbocza Doliny Kwaczańskiej.

W tym miejscu skręcamy w prawo szeroką, utwardzoną, jezdną drogą szlakiem czerwonym w stronę Kwaczan. Droga łagodnie opada i wznosi się doprowadzając nas do tak zwanego Rogacza. Z tego miejsca roztacza się przepiękny i niestety jedyny na tej trasie widok na samą dolinę, ponieważ reszta trasy prowadzi zalesionym zboczem praktycznie bez widoków. Tu muszę przytrzymać koleżankę, aby odważyła się wyjrzeć na urwiste ściany kanionu. Obok drogi kamienny krzyż. Dalej już tylko w dół prowadzącą zakosami drogą do ujścia Doliny Kwaczańskiej. 
Wylot Doliny Kwaczańskiej.

Tu łapiemy pod pachę szlak prowadzący ścieżką przyrodniczą łączący wylot Doliny Kwaczańskiej i Doliny Prosieckiej. Na mojej mapie VKU Harmanec ark. 111 ścieżka ta nie jest zaznaczona. Przez 1,5 godziny wędrujemy u podnóża zboczy Prosiecznego, na skraju łąk, nad którymi piękny widok na pasmo Niskich Tatr i Liptowską Marę. 

Już widać samochód na parkingu a obok boiska sportowego mały bar. Ala może sobie pozwolić na małe piwo, ja, jako kierowca, gaszę pragnienie wodą mineralną. Spoglądam na zegarek, no tak, byliśmy w górach dokładnie 8 godzin, chociaż samego marszu według przewodnika powinno być około 5,5 godziny.

Wracamy samochodem inną drogą, przez Rużomberok, Dolny Kubin, Orawski Podzamek. Już tylko z samochodu podziwiamy ruiny zamku Likawa, Zamek Orawski i drewniane chaty w Podbielu. W sam raz na kolację wracamy do domu.

Choczańskie – informacje praktyczne

Góry Choczańskie już na pierwszy rzut oka mają bardzo wyraźne granice. Głęboko wcięte doliny Wagu i Orawy oddzielają je na zachodzie i południowym zachodzie od Małej i Wielkiej Fatry, na południu strome zbocza opadają do Liptowskiej Kotliny, od wschodu granicę tworzy przełomowa Dolina Kwaczańska a od północy stoki Gór Choczańskich spadają stromo do Podchoczańskiego Rowu. Z uwagi na to, że nie można wyróżnić jednego grzbietu przebiegającego przez całe Góry Choczańskie, masyw można podzielić na trzy grupy: Szypu, Wielkiego Chocza i Prosiecznego. Masyw ma długość około 35 km, ale jego szerokość nie przekracza na ogół 4 km (w najszerszym miejscu około 8 km). Szczyty Gór Choczańskich wznoszą się na wysokość około 1100-1300 m, nad którymi góruje wyraźnie wyższy Wielki Chocz (1611 m). Liczne strumienie i źródła spotkamy raczej u podnóża gór i w dolinach, w wyższych partiach z wodą bywa krucho.
We wszystkich miejscowościach położonych na skraju Gór Choczańskich można łatwo, nawet w sezonie, znaleźć kwaterę prywatną w cenie maksymalnie 20-25€. Natomiast same góry pozbawione są jakiejkolwiek infrastruktury turystycznej, ale, z uwagi na małą szerokość masywu, zawsze można posilić się i ugasić pragnienie w licznych wioskowych ‘hostincach’.
Dojazd do podnóża Gór Choczańskich jest stosunkowo łatwy, od południa przebiega linia kolejowa i szosa Żylina-Koszyce a od północy linia kolejowa Królewiany-Trzciana i droga Królewiany-Chyżne. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz