Jaskinia Krasnohorska
(Krásnohorská jaskyňa Buzgó)
Tym razem
wybieramy się do jednej z udostępnionych turystycznie
jaskiń w Słowackim Krasie. Udostępniona, ale... Nie ma w niej sztucznego
oświetlenia, ułatwienia ograniczają się do drewnianych podestów nad podziemnym
potokiem oraz paru drabinek i pokonać trzeba dwa trawersy linowe nad
jeziorkami. Ha, byłem przecież kiedyś grotołazem i nie straszne mi jaskinie,
które podobno mogą zwiedzać turyści od 6 do 80 lat, no chyba żeby trzeba było
pokonywać zaciski (jest jeden, ale Z0, czyli dosyć szeroki).
![]() |
Źródło Buzgo, czyli wypływ z jaskini. |
Jaskinię można
zwiedzać przez cały rok za wyjątkiem marca, kiedy to stan wody z topniejącego
śniegu w jaskiniowym potoku może uniemożliwić wejście (w innych miesiącach
również mogą się zdarzyć krótkie okresy, gdy po ulewnych opadach jaskinia jest
zamknięta). W okresie 15.06 do 15.09 regularne wstępy do jaskini są o godzinach
9:00, 11:30, 14:00 w grupach po minimum 4 osoby do maksimum10 osób.
Jeśli jest
mniej niż 4 chętnych, to należy dokupić brakujące bilety, aby zwiedzić
jaskinię, ale nie jest to ściśle przestrzegane, o czym później. Poza sezonem
możliwe są dwa (czasem trzy) wejścia dziennie, ale trzeba je wcześniej
zarezerwować telefonicznie. Cena biletu wynosi 10 € i może wydawać się wysoka,
ale za to spędzimy w jaskini ponad 2 godziny a cena obejmuje wypożyczenie
kombinezonu jaskiniowego, kasku, czołówki i lonży asekuracyjnej, dodatkowo,
fotografować można za darmo. Buty, najlepiej solidne turystyczne warto mieć
własne, ale za 1 € można wypożyczyć gumiaki. A kombinezon po zwiedzaniu
obowiązkowo idzie do prania, jaskinia jest trochę błotnista. Wszystkie
niezbędne informacje można znaleźć na stronie www.krasnohorskajaskyna.sk.
Jaskinia położona
jest w północnym stoku Silickiej Planiny w okolicach Rożniawy, a dokładniej
blisko miejscowości Krasnohorska Dlha Luka (dla miłośników GPS – N48˚37,0817’,
E20˚35,2397’). Z Rożniawy kierujemy się drogą w kierunku Koszyc, mijamy Krasną
Horkę (warto zwiedzić zamek górujący nad okolicą) i na pierwszym skrzyżowaniu
skręcamy w prawo do Krasnohorskiej Dlhej Luki. Już przy głównej drodze
pojawiają się drogowskazy do jaskini a w docelowej miejscowości kierujemy się
do pensjonatu Jozefina, gdzie przewodnicy mają swój magazyn sprzętu i skąd
rozpoczyna się zwiedzanie jaskini.
Parkuję na
terenie pensjonatu Jozefina i czekamy na przewodnika, który pojawia się
o 8:30. Przy bardzo miłej rozmowie nie tylko o jaskini zaczynamy kompletować
sprzęt. Dobieramy rozmiary kombinezonów, pakujemy do worów jaskiniowych uprzęże
z lonżą, hełmy i czołówki. Płacę za dwa bilety, wpisujemy się na listę i
podpisujemy oświadczenie, że do jaskini idziemy na własną odpowiedzialność.
![]() |
Heliktyt. |
Powiało grozą, ale to wymóg formalny, jak zapewnia przewodnik. Mimo, że jest
nas tylko dwóch i nie widać innych amatorów zwiedzania nie musimy kupować
dodatkowych biletów, ponieważ nasze wejście do jaskini rezerwował właściciel
pensjonatu Žaneta, gdzie mieszkamy, a on właśnie prowadzi stronę internetową jaskini
Krasnohorskiej. Ot, taki mały (500 Sk), ale miły bonus. Punktualnie o 9
wyruszamy w około kilometrowy spacer do otworu jaskini. Przewodnik idzie z nami
i prowadzi rower, jak wyjaśnia, po wyjściu z jaskini musi szybko wrócić do bazy,
aby czekać na chętnych na wejście o godzinie 11:30. Przewodnik bardzo barwnie,
chociaż po słowacku, opowiada o geologii terenu i zjawiskach krasowych w
okolicy. Ja rozumiem prawie wszystko, czasem muszę przetłumaczyć coś Michałowi i
tak mija nam droga. Pojawia się strumień i już jesteśmy przy wywierzysku Buzgó.
Stan wody niski, na wodowskazie przewodnik odczytuje przybliżony przepływ,
tylko 50 l/s. Najniższy zanotowany przepływ wody to 6,4 l/s a najwyższy,
podczas wiosennych roztopów to ponad 1300 l/s. Jaskinia jest dostępna „na
sucho” przy przepływie wody do około 300 l/s.
Ubieramy
kombinezony, zakładamy uprzęże, kaski, czołówki i stajemy przed wejściem do 80
metrowego sztucznego tunelu omijającego zalany końcowy korytarz jaskini. Po
chwili stajemy w pierwszej salce jaskini nad cicho szemrzącym potokiem. Tutaj
przewodnik zapoznaje nas z historią odkrycia jaskini. Zaczęło się to w latach
50 XX wieku. Speleologów zawsze interesowało wywierzysko Buzgó o dużym i
zmiennym przepływie, świadczącym o tym, że jest końcem dużego systemu
jaskiniowego. Początkowe prace koncentrowały się na obniżeniu poziomu wody w
wywierzysku, tak, aby dało się wpełznąć do jaskini. Już w 1956 roku udało się
dostać do pierwszej, wstępnej salki jaskini, ale stary zawał stworzył syfon a
idący w górę komin był zablokowany luźnymi blokami skalnymi. Dopiero w 1964
roku ponownie odkopano wejście, które w międzyczasie się zawaliło i rozpoczęto
prace strzelnicze nad odblokowaniem komina, w którym był silny przewiew. Tym
razem udało się i droga do wnętrza jaskini stała otworem. W celu udostępnienia
jaskini wykonano w latach 80 XX wieku tunel obchodzący ciasny komin i zalaną 126
metrową część początkowego korytarza.
Dalsza część
pogadanki traktuje o sposobie poruszania się po jaskini, korzystania z mostów
linowych i ochrony szaty naciekowej jaskini. I tu ciekawostka, za uszkodzenie
nacieków płaci się karę w wysokości 100 € za każdy gram zniszczonego wystroju
jaskini. Odmiennie niż w innych jaskiniach udostępnionych turystycznie, tutaj
mamy unikalne twory naciekowe na wyciągnięcie ręki. Trzeba uważać.
Balansując na
drewnianych kładkach rozłożonych nad potokiem Buzgó a następnie przez niskie i
ciasne przejście dostajemy się do sali Perejový dóm. Dnem płynie potok, ale
dziś jest niewielki. Przy większych przepływach hałas wody w tym miejscu
dochodzi do 90 dB i komunikacja głosowa nie jest możliwa. Kilka kroków i
docieramy do pierwszego jeziorka. Tu emocje sięgają zenitu – trawers linowy nad
wodą.
Idę ostatni wpinając lonżę do górnej stalowej liny. Pierwsze kroki i emocje
opadają. Liny są mocno naprężone i przejście nie przedstawia żadnych trudności.
Zakręt korytarza i wkraczamy do Wielkiego Kanionu (Veľký kaňon).
Prosty jak
strzelił, długi na 170 metrów korytarz o średniej wysokości 12 metrów i
szerokości około 2,5 metra rozwinięty jest na szczelinie tektonicznej. Już na
początku intensywnie kapie ze stropu a dołem płynie woda. Drewniane kładki mają
przybite po bokach wystające do góry listewki, co przy świetle tylko czołówki
ułatwia ‘utrzymanie’ się na desce.
W połowie kanionu przegradza drogę zawał
zwany Wielkim Wierchem (Veľký vrch), który pokonujemy górą niskim przejściem,
gdzie większość turystów testuje wytrzymałość kasków. Drabinką schodzimy z
powrotem do kanionu. W tej części wystrój jaskini jest stosunkowo ubogi z uwagi
na przepływ wody, która przy wysokim stanie skutecznie zmywa wszelką szatę
naciekową. Drugie jeziorko i drugi, dłuższy trawers linowy nie wzbudza emocji.
Veľká zákruta, do której właśnie dotarliśmy, to część jaskini będąca prawie w
całości wielkim zawaliskiem. Następnie pniemy się drabinkami do góry, aby
dotrzeć do najstarszej części jaskini.
Heliktyt. |
Tutaj bogactwo nacieków oszałamia. Już
na początku sali Abonyiho dóm oglądamy przepiękne korality na wyciągnięcie
dłoni.
Korality. |
Podobne do kalafiorów twory powstały w wyniku powolnego odparowywania
kropli wody, która, prawdopodobnie dzięki zwiększonemu przez rozpuszczone w
wodzie sole napięciu powierzchniowemu, powodowała rozrost koralitów wbrew
grawitacji. Nóżki koralitów tworzy todorkit – związek chemiczny manganu (Mn2+,Ca,Mg)Mn34+O7•H2O).
Geneza koralitów nie jest do końca poznana, prawdopodobnie do ich powstania
przyczynia się wodny aerozol i siły kapilarne. Podobnie rzecz się ma w przypadku
perłowego wystroju ścian jaskini we wstępnej części, zwanej Herényiho galéria,
następnej sali Sieň obrov, do której dostajemy się za pomocą drabinek. Tutaj,
nad małym jeziorkiem, a raczej kałużą wody, ściana jaskini pokryta jest małymi
kulkami kalcytu.
Prawdopodobnie kapiące ze stropu krople rozbryzgują wodę z
jeziorka na ścianę jaskini gdzie odparowując tworzą perłowe kulki. Nieomal
zaraz, przy przeciwległej ścianie przewodnik pokazuje piękny, kilkucentymetrowy
heliktyt, który powstał w miejscu pęknięcia cienkiego stalagnatu. Heliktyty
rosną wbrew grawitacji dzięki siłom napięcia powierzchniowego kropli wody. W
Jaskini Krasnohorskiej, w części niedostępnej dla zwiedzających, w sali
Heliktitový dóm znajduje się wiele heliktytów o długości nawet kilkunastu
centymetrów. Nie dość, że ta część jaskini nie jest udostępniona, to prowadzi
do niej ciasny (20-30 cm szerokości) meander o długości około 30 metrów. Nawet
gdybym chciał i mógł to już nie dla mnie, z uśmiechem stwierdza przewodnik
taksując moją sylwetkę. Żarty, żartami, ale oto dochodzimy do kulminacyjnego
punktu programu: Sieň obrov. Sala ma rozmiary około 36 na 25 metrów a jej
wysokość sięga 45 metrów.
Ale nie wielkość Sali zachwyca, tylko słynny Kvapeľ
rožňavských jaskyniarov. Ten gigantyczny stalagnat ma wysokość 32,7 metra i
waży około 2 tysiące ton. Nie jest to zresztą pierwszy stalagmit w tym miejscu.
Jego poprzednik leży na dnie Sali, zwanej czasem Salą Olbrzymów. Najstarsze
nacieki w jaskini pochodzą sprzed około 300 tysięcy lat a obecny stalagnat jest
naprawdę ‘młodzikiem’, ma wszak tylko około 13 tysięcy lat.
Jego wiek określono
badając zewnętrzną warstwę poprzednika, który najprawdopodobniej zniszczyło
trzęsienie ziemi. Mniej więcej w tym samym czasie, gdy zaczął się formować
obecny stalagmit, skończyła się ostatnia epoka lodowcowa, przyszło ocieplenie,
a z nim zintensyfikowały się procesy gnilne w warstwach ziemi pokrywających
Silicką planinę, zwiększając nasycenie wody w dwutlenek węgla.
Procesy krasowe
przyspieszyły a z nimi również narastanie obecnego stalagmitu. Tutaj winien
jestem pewne wyjaśnienie, jako że używam zamiennie określeń stalagmit i
stalagnat, które nie są równoznaczne. W rzeczywistości mamy do czynienia ze
stalagnatem, czyli kolumną powstałą z połączenia stalagmitu i stalaktytu. Ale
połączenie stalagmitu ze stropem tworzy stosunkowo cienki i krótki stalaktyt,
niewidoczny z dołu i uzasadnione jest użycie również określenia stalagmit.
Obecny stalagnat ma jeden mało wyraźny i dwa wybitne wierzchołki, co świadczy o
tym, że podczas rośnięcia dwukrotnie zsunął się trochę. Obecny stalagnat
znajduje się na granicy stabilności, gdyż wyrósł na skalnym, tektonicznym
‘lustrze’ o nachyleniu 50˚ a około 1/3 jego podstawy wisi w powietrzu. Prędzej,
czy później zsunie się na dno sali i podzieli los poprzednika, zwłaszcza, że co
roku staje się cięższy o około 100 kg. Kvapeľ rožňavských jaskyniarov został
wpisany do Księgi Guinnesa, jako największy stalagmit świata, ale nie jest to
prawdą. Prawdopodobnie jest dopiero na czwartym (lub piątym) miejscu, jeśli
chodzi o wysokość. Jak należałoby się spodziewać, największe stalagmity powinny
występować w jaskiniach leżących w strefie klimatu tropikalnego i tak jest w
rzeczywistości. Największy znany stalagnat o wysokości 67,2 m znajduje się w
jaskini Cueva San Martin Infierno na Kubie, następny w kolejności to Tham Sao
Hin w Tajlandii (61,5 m) a trzeci znajduje się w Grotta Ispinigoli na Sardynii
(38 m). Czwarte miejsce nie jest złe, chociaż może dojść do przetasowania w
stawce, brak bowiem do tej pory dokładnych pomiarów stalagnatu w jaskini Zhi
Jin Cave w Chinach, który podobno ma wysokość około 70 metrów i czeka na żółtą
koszulkę lidera.
Nieważne,
pierwszy, czwarty czy piąty, jest po prostu piękny i naprawdę zachwyca.
Ruszamy w
powrotną drogę tą samą trasą, ale idąc w przeciwnym kierunku odkrywamy nowe,
widziane z innej perspektywy, wnętrze jaskini. Przewodnik znika na chwilę w
bocznym korytarzu żeby odczytać wskazania przyrządów pomiarowych a my idziemy
powoli dalej. Już tunel wyjściowy i światło dzienne. Pomagając sobie wzajemnie
ściągamy kombinezony i pakujemy do worków. Przewodnik wręcza nam szczotki
(takie ryżowe do podłogi), abyśmy mogli wyczyścić buty w potoku. Przyznaję,
mile zaskoczyła mnie ta troska o turystów. Przewodnik wskakuje na rower, ma tylko
5 minut na powrót, a my jeszcze oglądamy piękne tarasowe kaskady potoku Buzgó.
Wyglądają jak pola ryżowe i ciągle rosną. Podobno to jedyne na Słowacji ‘żywe’
kaskady tarasowe. Wracamy do pensjonatu Jozefina, zdajemy sprzęt i chwilę
rozmawiamy z przewodnikiem, który niepotrzebnie się spieszył, następnych
chętnych na zwiedzanie brak – koniec sezonu blisko. Kupuję jeszcze piękne
naukowe opracowanie o jaskini wydane w formie albumu i czas wracać do domu. Warto
było się trochę natrudzić i ubrudzić, wrażenia niezapomniane.
Będąc w tej
okolicy warto zwiedzić inne udostępnione turystycznie jaskinie: Ochtińská
aragonitová, Domica, Gombasecká, Jasovská i zajrzeć w czeluść jaskini Silická
ľadnica. A w drodze powrotnej do Polski można zahaczyć o jaskinię Dobšiská ľadová.
Ale to już naprawdę „udostępnione” jaskinie, z oświetleniem, barierkami,
wybetonowanymi ścieżkami i niestety tłumami zwiedzających.
Naprawdę bardzo fajnie napisano. Jestem pod wrażeniem.
OdpowiedzUsuń