Perła w Spiskiej koronie
Nie bez powodu
tak właśnie nazywane jest miasto Lewocza (Levoča) położone pomiędzy Górami
Lewockimi a doliną Hornádu około 30 kilometrów na południowy wschód od
Kieżmarku. Pierwsze wzmianki o Lewoczy (nazywanej dawniej Löcse lub Leutschau)
pochodzą z 1249 roku, kiedy przybyli tu osadnicy sascy, ale osadnictwo w tym
miejscu rozwija się od czasów paleolitu.
Stopniowo Lewocza stawała się najważniejszym miastem Spisza, od 1271 roku była siedzibą zarządu Związku Sasów Spiskich, do którego należały 24 miasta znane później jako Prowincja XXIV Miast Spiskich. Lewocza stosunkowo szybko wycofała się z tego związku zostając w 1317 roku wolnym miastem królewskim. Rozkwit miasta przypada na XIV i XV wiek, z tego okresu pochodzą doskonale zachowane fragmenty gotyckich murów obronnych. Warto zaznaczyć, że Spiszu w tych czasach szlachta i arystokracja była w większości węgierska, mieszczanie byli pochodzenia niemieckiego a chłopstwo było słowackie. Lewocza i okolice tak właśnie wyglądały pod względem ludnościowym i zgodne współżycie wszystkich nacji przyczyniły się do symbiozy kulturalnej oraz rozkwitu regionu i miasta. Znaczenie miasta spadło znacznie po powstaniach antyhabsburskich w XVII wieku a poprowadzona w 1873 roku linia kolejowa przez Spiską Nową Wieś omijająca Lewoczę spowodowała, że miasto przespało rewolucję przemysłową.
Stopniowo Lewocza stawała się najważniejszym miastem Spisza, od 1271 roku była siedzibą zarządu Związku Sasów Spiskich, do którego należały 24 miasta znane później jako Prowincja XXIV Miast Spiskich. Lewocza stosunkowo szybko wycofała się z tego związku zostając w 1317 roku wolnym miastem królewskim. Rozkwit miasta przypada na XIV i XV wiek, z tego okresu pochodzą doskonale zachowane fragmenty gotyckich murów obronnych. Warto zaznaczyć, że Spiszu w tych czasach szlachta i arystokracja była w większości węgierska, mieszczanie byli pochodzenia niemieckiego a chłopstwo było słowackie. Lewocza i okolice tak właśnie wyglądały pod względem ludnościowym i zgodne współżycie wszystkich nacji przyczyniły się do symbiozy kulturalnej oraz rozkwitu regionu i miasta. Znaczenie miasta spadło znacznie po powstaniach antyhabsburskich w XVII wieku a poprowadzona w 1873 roku linia kolejowa przez Spiską Nową Wieś omijająca Lewoczę spowodowała, że miasto przespało rewolucję przemysłową.
Ratusz na Placu Mistrza Pawła. |
O historii
Lewoczy napisano bardzo dużo, nie będę więc Was nudził, kto chce, łatwo
znajdzie wyczerpujące informacje.
Wjeżdżam do
miasta główną drogą od strony Popradu wzdłuż ciągnących się po lewej stronie
fragmentów murów miejskich. Mijam odrestaurowaną bramę Menhardtowską, ale droga
jest bardzo ruchliwa i kierowca powinien skoncentrować się całkowicie na
sytuacji drogowej. Drogowskazy „Centrum” pozwalają łatwo trafić do bramy
Koszyckiej, przez która wjeżdżamy do miasta. Przed samą bramą, gdzie z głównej
drogi skręcamy w lewo bardzo skomplikowane skrzyżowanie, zalecam szczególną
ostrożność.
Attyka Ratusza. |
Powoli wtaczam
się samochodem na miejski rynek, Plac Mistrza Pawła. W sezonie, już przy
wjeździe zatrzyma Was parkingowy z biletami, poza sezonem ‘parkowaču
kartu’ można kupić na przykład w recepcji hotelu.
Senne miasteczko
urzeka swoim pięknem a ławeczki w cieniu na rynku zachęcają do kontemplacji.
Spoglądam na zegarek i czuję niestosowność tego ruchu; tutaj nikt się do
niczego nie spieszy. Ja jednak chcę zobaczyć najcenniejszy zabytek Lewoczy,
kościół św. Jakuba, a zwiedzanie rozpoczyna się o pełnej godzinie.
Mam jeszcze trochę czasu, więc spaceruję po Placu Mistrza Pawła i rozmyślam o średniowiecznym rzeźbiarzu, który zapewnił sobie nieśmiertelność swoimi drewnianymi arcydziełami. Jego rzeźby można spotkać w każdym liczącym się kościele w północnej Słowacji. Odrobiłem zadanie domowe i wiem o Mistrzu Pawle całkiem sporo, jak na to, co o nim w ogóle wiadomo. Dziwne, ale nie znamy nawet jego nazwiska ani skąd pochodził. Przypuszcza się, że mógł być Niemcem, Włochem, Francuzem albo Słowakiem. Oczywiście ta ostatnia możliwość jest najbardziej atrakcyjna dla samych Słowaków. Ktoś nawet wysnuł hipotezę, że był Polakiem. Bardzo to wątpliwe, ale...
Mam jeszcze trochę czasu, więc spaceruję po Placu Mistrza Pawła i rozmyślam o średniowiecznym rzeźbiarzu, który zapewnił sobie nieśmiertelność swoimi drewnianymi arcydziełami. Jego rzeźby można spotkać w każdym liczącym się kościele w północnej Słowacji. Odrobiłem zadanie domowe i wiem o Mistrzu Pawle całkiem sporo, jak na to, co o nim w ogóle wiadomo. Dziwne, ale nie znamy nawet jego nazwiska ani skąd pochodził. Przypuszcza się, że mógł być Niemcem, Włochem, Francuzem albo Słowakiem. Oczywiście ta ostatnia możliwość jest najbardziej atrakcyjna dla samych Słowaków. Ktoś nawet wysnuł hipotezę, że był Polakiem. Bardzo to wątpliwe, ale...
Sugerowano
również, że był uczniem Wita Stwosza, ale to twierdzenie nie wytrzymuje raczej
krytyki historii. Obaj rzeźbiarze byli w podobnym wieku i raczej mogli być
kolegami ze studiów w Norymberdze. Wiemy tylko, że Mistrz Paweł cenił prace
Wita Stwosza i czerpał z nich natchnienie przy tworzeniu własnych projektów.
Paweł „Nieznany” pojawił się w Lewoczy na samym początku XVI wieku jako,
prawdopodobnie 40 letni doświadczony rzeźbiarz. Ożenił się z 20 lat młodszą
Margaritą, córką bogatego mieszczanina Melchiora Messinsloher-Polirer. Miał
syna Łukasza i trzy córki. Łukasz kształcił się u ojca w fachu snycerskim, ale
nie grzeszył opanowaniem i cierpliwością, lubił też sobie wypić. W 1537 roku
Łukasz bez powodu zabił na rynku młodego krakowianina i mimo, że ojciec
zapłacił rodzinie zabitego odszkodowanie w wysokości 15 złotych i tym uratował
go od sądu, to Łukasz w obawie przed zemstą musiał salwować się ucieczką. Tak
skutecznie, że razem z nim zapomniano jego nazwiska. I dalej Mistrz Paweł
pozostaje „Nieznany”.
Tak się
zamyśliłem, że w ostatniej chwili dopadam bramy kościoła św. Jakuba. Kupuję
bilet i zanurzam się w chłodne wnętrze gotyckiej świątyni. Zdjęć nie wolno
robić, ale pomaga legitymacja prasowa. O statywie nie ma mowy, ale parę zdjęć z
podparcia bez lampy błyskowej mogę zrobić. Ten kościół to Dom Boży, ale i królestwo
Mistrza Pawła. Najwyższy na świecie drewniany ołtarz gotycki wyrzeźbiony ręką
mistrza wypełnia prezbiterium. Stworzony w latach 1508 – 1510 przeleżał w
cieniu 7 lat niejako ‘dojrzewając’, aż w końcu Mistrz z uczniami pomalował go i
pozłocił, aby gotowy stanął w kościele. Jest na co patrzeć, 18 metrów 62
centymetry delikatnych ażurowych ornamentów, wieżyczek i fiali. Wzorowany na
gotyckiej monstrancji ma w środku figury Madonny z Dzieciątkiem (wysokości 2.47
m), św. Jana Ewangelisty (2,30 m) i patrona kościoła św. Jakuba (2,32 m). Szczególnie
św. Jakub przykuwa uwagę, stary, ogorzały Żyd wsparty na kosturze jest
przedstawiony bardzo realistycznie. W przedniej części ołtarza jest scena
przedstawiająca Ostatnią Wieczerzę a w niej, jeden z Apostołów ma podobno rysy
Mistrza Pawła. Przewodniczka pokazuje nawet, która to figura, ale w półmroku
niezbyt dobrze ją dostrzegam. Oddalam się od przewodniczki i po kolei oglądam
pozostałe 12 mniejszych, ale nie mniej pięknych ołtarzy gotyckich. Widać w nich
rękę Mistrza, niektóre są starsze od głównego ołtarza.
Wychodzę na
zalany słońcem plac mrużąc oczy. Czas teraz obejrzeć ‘cukiereczek’ lewocki,
czyli gotycki, przebudowany z początkiem XVII wieku w stylu renesansowym
ratusz. Charakterystyczna bryła Radnicy jest niejako znakiem towarowym Lewoczy.
Przed ratuszem ‘kletka haňby’, czyli pręgierz, w którym zamykano niewierne żony lub kobiety złapane w mieście po godzinie 21 bez towarzystwa mężczyzny. Plac zamyka kościół ewangelicki z ogromną, błyszczącą miedzią kopułą.
Przed ratuszem ‘kletka haňby’, czyli pręgierz, w którym zamykano niewierne żony lub kobiety złapane w mieście po godzinie 21 bez towarzystwa mężczyzny. Plac zamyka kościół ewangelicki z ogromną, błyszczącą miedzią kopułą.
Wchodzę do
ratusza, gdzie mieści się muzeum. Zwiedzam jednak tylko salę posiedzeń rady,
oglądam stare okute skrzynie, w których skarbnicy trzymali pieniądze i wychodzę
napaść wzrok widokiem rynku. Siadam w ogródku kawiarnianym i przy małej kawie
dostrajam się do spokoju tego miejsca.
Rynek otaczają
sukcesywnie remontowane kamieniczki mieszczańskie i chociaż na przestrzeni
ostatnich lat wiele zrobiono, to ciągle gdzie niegdzie straszą odrapane fasady
i powybijane szyby. Na szczególną uwagę zasługuje renesansowy mieszczański dom
Thurzonów.
Powstał w XVI wieku z połączenia dwóch domów gotyckich i przyciąga wzrok renesansową attyką. Warto zajrzeć na dziedziniec, nie tylko tego domu. Znajdziemy tam piękne krużganki i przytulne oficyny.
Powstał w XVI wieku z połączenia dwóch domów gotyckich i przyciąga wzrok renesansową attyką. Warto zajrzeć na dziedziniec, nie tylko tego domu. Znajdziemy tam piękne krużganki i przytulne oficyny.
Trochę
zaniepokojony ilością Cyganów na rynku, podobno stanowią aż 20 procent 14
tysięcznej ludności Lewoczy, podchodzę do samochodu sprawdzić jego stan i ile
czasu mogę jeszcze parkować. Dokupuję kolejną godzinę i ruszam w stronę bramy
Koszyckiej, przez którą wjechałem do miasta. W jej pobliżu, tuż przy murach
miejskich znajduje się XIV wieczny klasztor franciszkanów (w nim udzielono
Łukaszowi, synowi Mistrza Pawła czasowego azylu po zabójstwie) z cennymi
gotyckimi malowidłami ściennymi. Warto tez zajrzeć do pobliskiego a
najstarszego lewockiego kościoła Ducha Świętego. Moją uwagę przyciągał od
dłuższego czasu górujący nad miastem kościół – sanktuarium maryjne „Mariánska
hora”, najpopularniejszy cel pielgrzymek katolików na Słowacji. Dopytuję się o
drogę do sanktuarium, wyjeżdżam przez bramę Koszycką i skręcam zaraz za nią w
lewo w dół a następnie w prawo. Po około 2 kilometrach dojeżdżam na parking
koło sanktuarium.
Na szczęście nie ma pielgrzymów, jest cicho i spokojnie a widok na Słowacki Raj. Lewoczę i kotlinę Hornadu zapiera dech. W tym miejscu papież Jan Paweł II celebrował mszę 3 lipca 1995 roku dla około 650 tysięcy wiernych.
Na szczęście nie ma pielgrzymów, jest cicho i spokojnie a widok na Słowacki Raj. Lewoczę i kotlinę Hornadu zapiera dech. W tym miejscu papież Jan Paweł II celebrował mszę 3 lipca 1995 roku dla około 650 tysięcy wiernych.
Patrzę na małe
domki u mych stóp i wiem, że jeszcze nie raz tu wrócę, niekoniecznie by
zwiedzać zabytki, ale chłonąć atmosferę tego miasteczka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz